BIULETYN NR 53 III/2015 EGZEMPLARZ
BEZPŁATNY NR ISSN 1644-1923
Biuletyn Informacyjny „OKO” to bezpłatny
kwartalnik informujący o działalności ludzi niewidomych i słabo widzących na
terenie województwa kujawsko–pomorskiego
Redakcja: Renata Olszewska, Janina Śledzikowska, Dominika
Tomaszewska-Szatten
e-mail: biuletynoko@tlen.pl
Kolegium
Redakcyjne: ks. Piotr Buczkowski, Jadwiga Henselek, Magdalena Turek
Korekta: Ludmiła Mokańska
Wydawca: Polski Związek Niewidomych, Okręg Kujawsko-Pomorski ; Al.
Powstańców Wlkp. 33, 85-090 Bydgoszcz, tel. 52 341 32 81
Drukarnia: ul. Konwiktorska 9, 00-216 Warszawa
Wersja dźwiękowa: realizacja
akustyczna - Jerzy Olszewski czyta - Ludmiła Mokańska
Redakcja nie zwraca materiałów
niezamówionych, zastrzega sobie prawo do skrótów, adiustacji i redagowania
nadesłanych tekstów. Wszystkie materiały publikowane w kwartalniku „OKO” mogą
być przedrukowywane wyłącznie za zgodą redakcji. Redakcja nie ponosi
odpowiedzialności za treść zamieszczanych reklam i ogłoszeń. Wydanie Biuletynu
Informacyjnego „OKO” jest dofinansowane ze środków PFRON w ramach 13 konkursu.
Jesiennym Okiem...
Mimozami
jesień się zaczyna - złotawa, krucha i... No tak, jesień już puka do drzwi
codzienności naszej, romantycznej jeno z rzadka. Za nami lato upalne, tak
promieniście gorące, że aż męczące i szkody różne, poważne czyniące. Cały też
czas jesteśmy przed i po i w trakcie debat pospolitych tudzież
referendalnych, wiekopomnych, znaczących i kampanii wyborczych o znaczeniu
przełomowym dla Ojczyzny, gdzie słowa padają ważkie, gdzie gesty znaczące,
gdzie obietnice i „obiecanki- cacanki” i tylko w ich powodzi wyłowić nie można
było tych odnoszących się do nas - maluczkich, niepełnosprawnych, do problemów
naszych zdrowotnych, życiowych. Trudno. W sytuacji takiej sprawy brać należy w
ręce swoje - wszak nic o nas bez nas. Prawda. A sposobność mieliśmy ku temu
doskonałą. Od marca do czerwca w strukturach naszych powiatowych odbywała się
kampania wyborcza i wybory do nowych władz. Była zatem doskonała okazja, by
porozmawiać o tym, co ważne w naszym środowisku, o problemach, bolączkach, o
oczekiwaniach naszych... Władze wybrane. Gratulujemy, oczekując asertywności i
konsekwencji w działaniu. I tylko szkoda, że w debacie tej środowiskowej wzięła
udział umiarkowana liczba członków, o czym świadczy wyborcza frekwencja,
szczególnie niska w dużych ośrodkach miejskich. Zastanawiające to i smutne
zarazem.
Otwieramy
już wydanie kolejne 53. pisma naszego. A tutaj jak zawsze tematów
i tekstów rozmaitych moc. Powracamy do kwestii prawnych w rzeczywistości
chorobowej, lekarsko-szpitalnej. Piszemy, jak szukać środków na leczenie, jak o
nie zabiegać, jak walczyć, jakie są możliwości i jakie ograniczenia w tym
zakresie. O walce, ale już z samym sobą, z własnymi słabościami, zwątpieniami,
z samotnością i bezradnością osoby chorej, która przełamuje i przekracza
bariery, przeczytamy w kolejnym tekście Zofii Pasińskiej.
A
w życiu bywa tak, w gazetowym tudzież, że coś się zaczyna i kończyć się może. W
numerze obecnym zamykamy cykl poświęcony pierwszej pomocy. Pragniemy zatem
podziękować pięknie Atenie Zdanowicz, która go redagowała, wyrażając nadzieję
cichą, że może jeszcze kiedyś odnajdziemy się na łamach Oka.
Jesień,
jesień wszędzie, za oknem deszczu kropelka, a my - my zasiadamy do lektury
miłej, obowiązkowej.
Na
okładce prezentujemy zdjęcia z wycieczki
OKATiKa do Pakości.
Redakcja
Przypominamy, że nasz biuletyn dostępny
jest w wersji elektronicznej na stronie www.kujawskopomorski.pzn.org.pl/?a=czasopisma_oko
Zapraszamy!
OFERTA
REHABILITACYJNA - UZUPEŁNIENIE
PZN NASZE STOWARZYSZENIE Po wyborach
Wspomnienia aktorów amatorów z
udziału w spektaklu Faust
Rozkład jazdy komunikacji miejskiej
w Twoim telefonie
Voice Dream Reader i pobieranie książek
cz. I
WALKA O WZROK zbieramy pieniądze na leczenie
PRAKTYCZNE DROBIAZGI DO KUCHNI
W poprzednim numerze OKA
umieściliśmy ofertę rehabilitacyjną okręgu. W uzupełnieniu pragniemy
poinformować, że w zadaniu CENTRUM REHABILITACJI NIEWIDOMYCH I SŁABO WIDZĄCYCH
wsparciem możemy objąć 240 osób, natomiast w zadaniu JESTEM SAMODZIELNY -100
osób, w tym jedynie 5 może skorzystać ze szkolenia z zakresu orientacji
przestrzennej w miejscu zamieszkania. Prosimy o zgłaszanie się do udziału w
zajęciach.
Anna
Kruczkowska
dyrektor
Okręgu Kujawsko-Pomorskiego PZN
W okresie od 24 marca do 30 czerwca w
kołach powiatowych naszego okręgu odbywały się walne zebrania, na których
członkowie wybrali władze koła na kolejną czteroletnią kadencję 2015–2019.
Najwyższą frekwencję zanotowaliśmy w Chełmnie 61%, w Lipnie 55% oraz w
Nakle 48%. Najniższa była w największych kołach, tj. w Toruniu 14% oraz
w Bydgoszczy 16%. Średnia frekwencja wyniosła 33%. Na 2786 uprawnionych do
głosowania czynny udział w wyborach wzięły 674 osoby.
Decyzją członków uczestniczących w walnych
zebraniach kół w 8 nastąpiła zmiana na stanowisku prezesa. Trzy koła:
Bydgoszcz, Toruń, Inowrocław zdecydowały
się na wybór Komisji Rewizyjnej Koła. Poniżej przedstawiam prezesów kół oraz
zarządy kół, które zostały wybrane na kadencję 2015 – 2019:
Koło Powiatowe PZN w Aleksandrowie
Kujawskim,
ul. Długa 8, tel. 515-231-011, czynne:
poniedziałek, czwartek 9-11.
Prezes: Anna Krychowiak.
Zarząd koła: Maria Chojnacka, Urszula Danielak, Krystyna Hołtyn,
Jerzy Kaczmarek, Marian Malinowski, Danuta Śmigielska. Zastępcy: Robert Erwiński, Wacław Semrau.
Koło Powiatowe PZN w Brodnicy,
ul. Kościelna 11, tel. 515 231-012,
czynne: wtorek, piątek 8-14; czwartek 8.30-14.
Prezes: Sławomir Domański. Zarząd koła:
Jolanta Lewandowska, Ryszard Lewandowski, Grzegorz Lisiński, Ewelina Śmigecka. Zastępca: Michał Roszyk.
Koło Powiatowe PZN w Bydgoszczy,
ul. Powstańców Wlkp. 33,
tel. 52 341-52-28 wew. 221, czynne: od
poniedziałku do piątku 8-15.
Prezes: Honorata Borawa.
Zarząd koła: Leszek Kaczmarek, Ewa Sargalska, Bartosz
Szynwelski, Danuta Woźniak, Marika Wieczorkowska,
Krzysztof Wysocki. Zastępcy: Bogdan Wyrzykowski.
Koło posiada 5-osobową komisję rewizyjną i
2 zastępców: Danuta Biechowska, Jerzy Hołderny, Wanda
Kwiatkowska, Marian Olszowski, Marian Przybylski, Mieczysław Sotnik, Jerzy
Wierzbicki.
Koło Powiatowe PZN w Chełmnie,
ul. Młyńska 7, tel. 515-231-014, czynne:
wtorek 8–14.
Prezes: Barbara Knoppek.
Zarząd koła: Ireneusz Czerwiński, Teresa Guzińska,
Danuta Zabel. Zastępca: Mieczysław Rogalski.
Koło Powiatowe PZN w Golubiu Dobrzyniu,
Pl. 1000-lecia 9, tel. 515-231-015,
czynne: wtorek, czwartki 9 – 16, środa 11-18.
Prezes: Józef Werner. Zarząd koła: Maria Grześlak, Grażyna Hartwig, Hanna Karpińska, Sebastian
Mleczek, Ryszard Wiciński. Zastępca: Anna Kwiatkowska.
Koło Powiatowe PZN w Grudziądzu,
ul. Kalinkowa 80a, tel. 515-231-016,
czynne: poniedziałki, środy, piątki 7–15.
Prezes: Krystyna Kaczorowska. Zarząd koła:
Kazimiera Błażejewska, Lidia Leśniak, Roman Niedziałkowski, Barbara Sossna. Zastępcy: Grażyna Mazur, Danuta Ornowska.
Koło Powiatowe PZN w Inowrocławiu,
ul. NMP 19, tel. (52) 357-58-52, czynne:
wtorek 9 -15, środa 9 -16.
Prezes: Ryszard Grześkowiak. Zarząd koła:
Krystyna Domińska, Barbara Głodek, Ryszard Głodek, Jarosław Krawczyk, Urszula
Piskor, Ryszard Piskor. Zastępca: Katarzyna Głowacka. Komisja rewizyjna:
Stanisław Budka, Janina Kołodziej, Anna Stępniewska, Ryszard Maternowski. Zastępca: Teresa Wiśniewska.
Koło Powiatowe PZN w Lipnie,
ul. Piłsudskiego 22 tel. 515-231-028, czynne czwartki 8-15,
Skępe, ul. Kwiatowa 4, czynne: poniedziałek i piątek 8 -15.
Prezes: Krzysztof Suchocki. Zarząd koła:
Andrzej Gatyński, Janina Jankowska, Rajmund
Jankowski, Tomasz Jasieniecki, Bożena Suchocka. Zastępca: Sabina Kalinowska.
Koło Powiatowe PZN w Nakle,
ul. Piotra Skargi 2 tel. 515-231-020,
czynne: każdy czwartek 10-14.
Prezes: Alicja Wiechowska. Zarząd koła:
Maria Dyks, Małgorzata Majewska, Jan Piasecki, Dawid
Wolski. Zastępca: Wiesława Sobecka.
Koło Powiatowe PZN w Radziejowie
Kujawskim,
ul. Objezdna 40,
tel. 515-231-021, czynne: każdy czwartek 11-14.
Prezes: Elżbieta Kołecka. Zarząd koła:
Grzegorz Cypel, Maria Kowalska, Renata Nawrocka. Zastępca: Emilia Margulska.
Koło Powiatowe PZN w Rypinie,
ul. Pl. Sienkiewicza 4, tel. 515-231-022,
czynne: wtorek 10-14, piątek 10-13.
Prezes: Zofia Zalewska. Zarząd koła:
Janina Gajkowska, Marek Lewandowski, Regina Machcińska,
Zastępcy: Marek Mianecki, Renata Wilczyńska.
Koło Powiatowe PZN w Sępólnie Krajeńskim,
ul. Jeziorna 6, tel. 514-412-069, czynne:
wtorek 10-12.
Prezes: Jan Piotr Kluch. Zarząd koła:
Mirosława Grabowska, Jan Klon, Czesław Prusak. Zastępca: Teresa Szrajber.
Koło Powiatowe PZN w Świeciu,
Dom Kultury ul. Wojska Polskiego 139, tel.
515-231-024, czynne: środa 10–14, czwartek 14–18.
Prezes: Alicja Frank. Zarząd koła:
Krystyna Fic, Zbigniew Glaziński, Jadwiga Krawczyk,
Janina Szymkowiak. Zastępca: Jadwiga Meller.
Koło Powiatowe PZN w Toruniu,
ul. Okólna 169, tel. (56) 652-06-83,
czynne: poniedziałek, czwartek, piątek 8-15, wtorek 8-17.
Prezes: Adam Leciak.
Zarząd koła: Jadwiga Gajewska, Mariusz Kowalski, Katarzyna Łapicka, Barbara
Muzalewska-Gramza, Beata Olszewska, Danuta Tomczyk. Zastępca: Małgorzata Gulakowska. Komisja rewizyjna – Jolanta Bałucka, Urszula
Jaworska, Elżbieta Nasarzewska, Tadeusz Renusz, Tomasz Stefański.
Koło Powiatowe PZN w Tucholi,
pl. Zamkowy 1, tel. 515-231-026, czynne:
każdy drugi wtorek miesiąca 9-13.
Prezes: Elżbieta Kotras.
Zarząd koła: Martyna Kotras, Mirosława Lubińska,
Zdzisław Rydzkowski, Maria Szweda, zastępca:
Eugeniusz Matuszewski.
Koło Powiatowe PZN w Wąbrzeźnie,
ul. Wolności 44, tel. 515-231-027, czynne:
poniedziałek 9-15.30, wtorek: 9-16.30; czwartek: 12-16.30.
Prezes: Stanisław Pytel. Zarząd koła:
Maria Lewandowska, Mirosław Motas, Marcin Sudnikiewicz, Hanna Świerczyńska. Zastępca: Zofia
Brzezińska.
Koło Powiatowe PZN we Włocławku,
ul. Łazienna 6, tel. (54) 232-35-13,
czynne: poniedziałek, wtorek, czwartek 8:30-14:30.
Prezes: Elżbieta Poznańska. Zarząd koła:
Anna Daczkowska, Maria Dembowska, Maria Kapuścińska,
Jolanta Małkiewicz, Halina Markowska, Maria Walczak. Zastępcy: Janina
Olszewska, Elżbieta Skonieczna.
Koło Powiatowe PZN w Żninie,
ul. Pocztowa 15, tel. 515-231-029, czynne:
piątki 10–13.
Prezes: Aleksandra Sójka. Zarząd koła:
Jadwiga Jurkowska, Zofia Kozakiewicz, Maria Kranc, Stanisław Urbański.
Zastępcy: Barbara Strzelewicz, Marek Zaremba.
Wybraliśmy
przedstawicieli Polskiego Związku Niewidomych, którzy będą reprezentowali osoby
niewidome i słabo widzące na terenie działania poszczególnych kół. Przed nimi
niełatwe zadanie, którego się podjęli.
Zgodnie ze statutem do zakresu działania
zarządu koła należy m.in.:
współpraca
z organami administracji państwowej i samorządowej, organizacjami społecznymi
i innymi działającymi na terenie koła,
organizowanie działalności
rehabilitacyjnej a także integracyjnej, głównie w zakresie kultury
i turystyki,
informowanie członków
o uprawnieniach osób niewidomych i możliwościach uzyskania pomocy,
pomaganie
członkom w załatwianiu dofinansowań na turnusy
rehabilitacyjne i na inne cele,
opiniowanie
wniosków członków koła w sprawie zwolnień z opłacania składek członkowskich lub
obniżania ich kwoty.
podejmowanie
działań interwencyjnych w sprawach członków koła,
podejmowanie
działań zmierzających do uzyskania
środków finansowych lub materialnych, umożliwiających rozszerzenie
działalności koła.
Wszystkim
nowo wybranym prezesom oraz członkom zarządów kół gratuluję powierzonych
funkcji. Życzę wytrwałości w realizacji wytyczonych celów oraz satysfakcji z
pracy społecznej dla dobra osób z niepełnosprawnością wzroku.
Przed nami
okręgowy zjazd delegatów, na którym zostanie wybrany zarząd okręgu tzn.:
prezes, 3 wiceprezesów, przewodniczący okręgowej komisji rewizyjnej i jej
członkowie oraz delegaci na zjazd krajowy.
Anna
Kruczkowska
dyrektor
Okręgu Kujawsko-Pomorskiego PZN
Zarząd
Okręgu PZN w Bydgoszczy w ramach projektu Centrum Rehabilitacji Niewidomych i Słabo
Widzących dofinansowanego ze środków PFRON zorganizował 4 sierpnia br.
wycieczkę dla ponad 30-osobowej grupy seniorów, która uczestniczy w comiesięcznych
spotkaniach. Jej celem był Poznań i leżące między Gnieznem a Poznaniem na
Szlaku Piastowskim Pobiedziska. Zwiedzano tam pierwszy w Polsce Skansen
Miniatur założony w 1998 r., a wykonany w skali 1:20, prezentujący 35
najważniejszych budowli z terenu Wielkopolski oraz położonych na Szlaku
Piastowskim. Następnie, już z przewodnikiem, odwiedziliśmy historyczną
stolicę Wielkopolski założoną w 1253 r. Zwiedziliśmy Stary Rynek, gdzie obok
renesansowego ratusza z trykającymi się na jego wieży koziołkami, znajduje się
makieta, dzięki której osoby niewidome dotykiem mogą poznawać starówkę oraz
barokową farę, w najstarszej części Poznania – Ostrowie Tumskim katedrę,
domniemane miejsce chrztu Polski. Mimo panującego upału, program wycieczki
został w pełni zrealizowany i pełni wrażeń wracaliśmy do Bydgoszczy.
Janina
Śledzikowska
Dnia 8 lipca br. odbyła się wycieczka do Pakości, której
organizatorem był Okręgowy Klub Aktywności Twórczej i Kulturalnej PZN.
To już ostatni wyjazd w ramach programu „Kujawy i Pałuki
dotykiem oglądane”, przypadającego na lata 2012-2015. Głównym ich organizatorem
i koordynatorem była Helena Skonieczka – prezes naszego klubu. Wcześniej
zwiedziliśmy m.in.: Toruń, Chełmno, Grudziądz (2012), Włocławek, Ciechocinek,
Aleksandrów Kuj., Radziejów, Inowrocław i Kruszwicę (2013), Kcynię, Żnin,
Wenecję i Gąsawę (2014).
Tym razem wyruszyliśmy 30-osobowym busem.
Pierwszym etapem był krótki pobyt w Łabiszynie, gdzie zwiedziliśmy malowniczo
położony na wzgórzu noteckim kościół pw. św. Mikołaja, historyczne dęby
posadzone przez Władysława Jagiełłę, Ogród Różańcowy. Oprowadzał nas proboszcz,
ze swadą opowiadając o historii tych miejsc.
W Pakości w pierwszej kolejności odwiedziliśmy Ośrodek
Kultury i Turystyki. Specjalnie dla nas
wystąpił Zespół Ludowy „PAKOŚCIANIE”, wprawdzie a capella i bez strojów
ludowych, ale dowcipne treści przyśpiewek zaciekawiły nas bardzo i
zrekompensowały ten niedosyt. Dowiedzieliśmy się też o sukcesach
i najbliższych planach artystów. Spotkanie odbyło się przy kawie
i ciastkach.
Potem udaliśmy się do Centrum Informacji Turystycznej. Tam
z pomocą sympatycznych pań przewodniczek i naszego duszpasterza, który kiedyś
pełnił posługę kapłańską w niedalekim Piechcinie, zapoznaliśmy się (również
dotykiem), z makietą PARKU KULTUROWEGO – KALWARIA PAKOSKA.
Jest to druga, zaraz po KALWARII ZEBRZYDOWSKIEJ, najstarsza
kalwaria w Polsce (początek budowy 1628 r. – ks. Wojciech Kęsicki).
Składa się z zespołu 24 kaplic i Kościoła Ukrzyżowania. Z racji swojego
charakteru i położenia nazywana jest kujawską Jerozolimą. Fundatorem była
rodzina Działyńskich. W skupieniu, podziwiając piękną architekturę odnowionych
kapliczek, przeszliśmy część dróżek do Kościoła Ukrzyżowania. Opiekę nad kalwarią,
parkiem i cmentarzami różnych wyznań sprawują oo. franciszkanie. Właśnie u nich
w klasztorze zjedliśmy obiad. Potem zwiedziliśmy kościół św. Bonawentury, który
nie należy do zespołu kalwaryjskiego. Został zbudowany wraz z klasztorem
na murach dawnego zamczyska w 1325 r.
Na zakończenie duszpasterz niewidomych ks. Piotr Buczkowski
odprawił mszę św. w intencji powrotu do zdrowia Basi (członkini naszego klubu),
którą choroba wyłączyła obecnie z aktywnej działalności.
Po zrobieniu wspólnego pamiątkowego zdjęcia, wyruszyliśmy
w drogę powrotną. Nie spodziewaliśmy się, że zarząd klubu przygotował nam
jeszcze niespodziankę na zakończenie czteroletnich wyjazdów. Tymczasem
znaleźliśmy się w Pałacu w Lubostroniu. Mogliśmy zwiedzić te przepiękne
wnętrza, nawet podziemia, wpisaliśmy się do kroniki. Jest to tym bardziej
cenne, gdyż obecnie trwają zawirowania co do zmiany właściciela i charakteru
działalności tego zabytku. Pogoda dopisała, a my wróciliśmy pełni wrażeń
i zachwytu, że znów mogliśmy poznać piękno i historię naszego regionu.
Marlena Lewandowska
O niewidomym wirtuozie muzyki organowej
śp. Szczepanie Jankowskim wspominaliśmy wielokrotnie, a w biuletynie OKO nr 42
IV/2012 w artykule „Na marginesie historii” ks. Piotr Buczkowski przybliżył
Jego sylwetkę. 7 kwietnia 2015 r. minęła 25 rocznica Jego śmierci. Pamięć o
swoim ojcu pielęgnuje Olaf Jankowski, ale nie tylko. W Gazecie Pomorskiej 9-10
maja 2015 ukazał się artykuł o naszym wybitnym niewidomym organiście,
który urodził się w Wudzyniu, w jednym z
XIX-wiecznych domów, który stoi do dzisiaj.
Tam wiedzą, jak duże znaczenie ma pamięć o
tych, zasłużyli się dla małej ojczyzny. W wiejskiej świetlicy, której
inicjatorem w latach 60. XX wieku był społecznik Jerzy Zabłocki, a którą
zmodernizowano dzięki inicjatywie wójta Dobrcza Krzysztofa Szali i pozyskaniu
unijnych środków finansowych, została otwarta izba pamięci. Zgromadzono w niej
fotografie, pamiątki, kroniki, odsłonięto tablicę upamiętniającą pobyt
Szczepana Jankowskiego. Uroczystość poprzedziła msza św. odprawiona przez ks.
prałata Antoniego Bunikowskiego. Po niej Olaf
Jankowski dał krótki koncert organowy. Wystąpiła również orkiestra dęta, a
uczniowie Zespołu Szkół w Wudzyniu przedstawili
życiorys pana Szczepana.
Wójt Kazimierz Szala powiedział, że
Szczepan Jankowski był człowiekiem pracowitym, utalentowanym, wzorem do
naśladowania. Kulminacyjnym punktem uroczystości było odsłonięcie pamiątkowej
tablicy z Jego wizerunkiem. W gablocie znajdują się pamiątki, artykuły
Jemu poświęcone. Izbą pamięci opiekuje się Małgorzata Zabłocka. Dobrze, że są
jeszcze społeczności dbające o pamięć ziomków, którzy odeszli.
Janina
Śledzikowska
W wersji audio znajdziecie Państwo utwory
wykonane przez Szczepana Jankowskiego.
O wyjątkowym spektaklu Teatru Polskiego w
Bydgoszczy pisaliśmy dwukrotnie. W biuletynie nr 51 o samym wydarzeniu, a w nr
52 spotkaliśmy się z reżyserem Michałem Borczuchem.
Przypomnijmy, w spektaklu udział wzięło kilku aktorów amatorów, osób
niewidomych. Zapraszamy do wspomnień troje z nich: Janusza Kamińskiego,
Krystynę Skierę i Mirosława Wróbla.
Janusz Kamiński mieszka w Białym Borze koło Grudziądza. Najbardziej lubi
jazdę rowerem z żoną i samotne spacery po lesie. W kulturze niewidomych
uczestniczy od 1982 roku. Już w szkole podstawowej, dzięki świetnej polonistce,
zakochał się w literaturze. Odzwierciedleniem tej pasji stało się
recytatorstwo. Wzrok tracił przez wiele lat, od końca lat 80. jest osobą
całkowicie niewidomą.
J.K.: Mój udział w spektaklu właściwie nie
był przypadkiem. Informację o naborze otrzymałem od koleżanki, pojechałem i
zostałem. Pierwsze spotkanie nie było castingiem. Każdy coś o sobie
opowiedział, bo idea była taka, mają to być osoby, które chcą temu poświęcić
czas. A ja chętnie temu czas poświęcam. Od lat biorę udział w warsztatach i
konkursach recytatorskich, choć muszę powiedzieć, że staram się być naturalny,
a nie grać. Zresztą w tym spektaklu my nie gramy, my jesteśmy w nim sobą, czyli
niewidomymi.
Muszę powiedzieć, że dość długo nie
wiedziałem, czego reżyser od nas rzeczywiście chce, co chce z nami zrobić.
Dopiero, gdy zaczęły się próby na dużej scenie, zarysowało się to jasno.
Podczas gry stosuję białą laskę. Słabo
czuję przestrzeń, co wynika z ograniczeń mojego słuchu. Bez tej pomocy nie
ogarnąłbym przestrzeni. Zresztą nie potrafię się poruszać bez niej. Dzięki niej
sam od wielu lat jeżdżę po całej Polsce. W scenie włamania do szafki rolę laski
spełniał łom, który był częścią tego wydarzenia. To nim mogłem ogarnąć
otoczenie. Czułem się bezpieczny. W życiu prywatnym, gdy poruszam się razem z
przewodnikiem, laska także mi towarzyszy. Bo jej wartość jest we mnie głęboko
zakodowana.
Praca z Michałem Borczuchem
to dla mnie świetne doświadczenie. Z taką pracą nie spotkałem się nigdy
wcześniej. A współpracowałem już wcześniej z zawodowymi reżyserami i aktorami.
Oczywiście każdy z nich jest inny, ale pewne podobieństwa były. Michał jest
człowiekiem bardzo bezpośrednim. Nie miał wobec nas żadnych zahamowań,
przez to my nie mieliśmy ich do niego. Dzięki temu jego słowa: „Nie, to jest
źle”, „Nie, tego tak nie rób”, „Ja tego tak nie widzę”, były zwykłymi
wypowiedziami. Od początku był prawdomówny. I dlatego bardzo dobrze mi się z
nim współpracowało. I właściwie łatwiej niż w poprzednich moich sztukach.
Z aktorami także były bardzo naturalne kontakty. Dyskutowaliśmy, jak coś
zrobić. Nie tworzyły się żadne blokady między nami. Byliśmy do siebie też
bezpośredni, właściwie na stopie koleżeńskiej. Ale tu także widzę rolę Michała,
bo to przecież on dobrał ludzi. Atmosferę tworzą wszyscy, ale zaczyna się od
reżysera. Naprawdę świetnie mi się pracowało. Teraz mamy dłuższą przerwę między
występami, a ja myślę, że już by się można było spotkać. Oczywiście były
momenty, gdy byłem zmęczony, ale tylko intensywnością pracy, brakowało mi
spacerów po lesie, bo gdy grałem, gdy były próby, mieszkałem w Bydgoszczy, w teatrze.
Właściwie nie wiem, kto to załatwił, że użyczono mi pokoju, który dla mnie stał
się jakby mój. Najczęściej mieszkałem w dwójce. Wiem, że gdy przyjeżdżam,
a ktoś tam jest zakwaterowany, to się przeprowadza do innego pokoju. Takim
sposobem narodziła się też moja więź z tym miejscem.
Wszelkie trudności, jakie miałem z
przestrzenią na scenie, pomogła mi rozwiązać Marta Kuliga, asystująca scenograf
w przedstawieniu. Przykładowo, bym mógł iść szybko z laską a zarazem miał
pewność, że do krawędzi jest dość miejsca bym nie spadł, znalazła sposób, by mi
to określić. Wykorzystała kratkę, która jest na wysokości kurtyny
przeciwpożarowej i problem zniknął. Dla nich były to sprawy do załatwienia, a
nie problemy.
Właściwie wszystkie sceny są dla mnie
jednakowo ważne, ale bardzo dobrze się czułem w tej, gdzie razem z Mirkiem
Wróblem dzielimy się tym, jak widzimy obraz namalowany przy naszym udziale.
Żartujemy między sobą, że prowadzimy doktoranckie dysputy nad obrazem. Ale
także na początku sztuki wciąż niesamowicie ujmuje mnie tekst młodej niewidomej
dziewczyny, grającej Małgorzatkę. Mówi: „A co my teraz zrobimy, czy jest tu
ktoś?”, A kto nas odprowadzi?”. Przypominają mi się początki mojego
niewidzenia. Wspominam, jak sobie radziłem, gdy się zagubiłem.
Po jednym ze spektakli miałem wzruszającą
rozmowę z widzem, który powiedział, że rozpłakał się właśnie po tych słowach.
Powiedział do mnie: „Ja dopiero teraz zrozumiałem, w tej scenie, że trzeba
podejść do człowieka, który gdzieś się zagubił. Ale myślę nie tylko o niewidomych.
Ja dopiero teraz wiem, że trzeba iść i pomóc. Przecież ja jestem
człowiekiem a nie zwierzęciem”.
Myślę, że to co zrobił Michał, to, że
grają niewidomi, pozwala, by inni ludzie zaczęli dostrzegać nas inaczej. Dziękuję reżyserowi i aktorom zawodowym za
współpracę.
Krystyna Skiera mieszka w Bydgoszczy. Pracuje jako bibliotekarka w
bibliotece okręgowej PZN. Ukochany zawód wykonuje od 1973 r. Jak mówi, z
książką wstaje rano i z książką zasypia. Jej hobby to teleturnieje i gra w
brydża, lubi też chodzić do teatru. Jest osobą niewidomą.
K.S. Mój udział w spektaklu to
i przypadek i wybór. Przypadek na początku – „Pójdę, zobaczę jak to
będzie”. Wybór, gdy namówili mnie do tego reżyser Michał Borczuch
i inspicjent Mateusz Stebliński. Mówiąc dokładniej, Mateusz
zapewnił pomoc w docieraniu z przystanku autobusowego do budynku teatru.
Właściwie to dzięki temu właśnie gram.
Z zawodowym reżyserem pracowałam po raz
pierwszy. Gdyby z każdym się tak pracowało jak z Michałem, to byłoby
cudnie. Bo on słucha aktorów i profesjonalnych i amatorów. Brał np. pod uwagę
nasze sugestie. Był taki moment, że wszyscy mieliśmy w jednej ze scen
udawać płacz dziecka. Dla mnie wyglądało to i śmiesznie i groteskowo, bo
jeden potrafi udawać, ale drugi buczy, a nie płacze. Powiedziałam Michałowi, że
to nie będzie fajne, zgodził się z tym i zmodyfikował. W pierwszym akcie jest
taka scena, w której Małgorzata, grana przez Dominikę Biernat, mówi: „Jestem taka młoda, zgubiła mnie
uroda”. Na próbie jakoś tak odruchowo ją przytuliłam. Pochyliłam się nad nią,
jakbym we włosy całowała. I Michał od razu powiedział: „To musi zostać”, choć
tego w pierwotnym scenariuszu nie było.
Aktorzy zawodowi byli przede wszystkim
bardzo, bardzo życzliwi, nie tylko podczas pracy nad spektaklem, ale także później.
Małgosia Witkowska i Martyna Peszko opowiadały o innych spektaklach,
proponowały załatwienie zaproszenia na nie. I choć z niego nie skorzystałam,
był to bardzo sympatyczny dla mnie gest. Innym razem otrzymałam wejściówkę na
premierę sztuki, w której grali znani mi aktorzy. Te nasze kontakty były
więc i sceniczne i pozasceniczne. Aktorzy przyszli także nas odwiedzić.
Na linii reżyser – my aktorzy amatorzy nie
było problemów. Michał najpierw omawiał, co chciałby osiągnąć. Oczywiście zanim
powstała konkretna scena, najpierw było ich z siedem, by tę właściwą wywołać.
Na przykład jednego wieczoru, gdy wszyscy staliśmy za ekranem i na tle światła
machaliśmy rękami, głowami, nogami, Michał oglądał, by wyłowić z tego coś
szczególnego.
Tak właściwie to jakieś dwa tygodnie przed
premierą jeszcze nie było dokładnie wiadomo, co będzie, a z czego reżyser
jeszcze zrezygnuje. Aktorzy zawodowi mówili, że to jest normalne, tak się teraz
tworzy, ale właśnie oni podkreślali, że Michał Borczuch
nie narzuca tak do końca swojego zdania, choć ma przecież swój obraz całości,
chyba, że coś mu się wyraźnie nie podoba, to wtedy zmienia. Była np. taka
scena, już po otruciu matki, w której mieliśmy z Pawłem Smagałą
robić za duchy, ale z niej się wycofał.
Każda scena sztuki jest dla mnie jednakowo
ważna, choć zaskoczyło mnie wyznanie
aktorki, która przyjechała obejrzeć spektakl, że płakała, gdy opowiadałam,
jak wyobrażam sobie wschód słońca. Po tej rozmowie, gdybym miała jakąś scenę
wyróżnić, to pewnie byłaby właśnie ta. Zresztą tę scenę wymyśliłam sama.
Trema była zawsze, ale u mnie jest ona
motywująca. Myślę, że takim moim największym zwycięstwem była scena, w której
rozkładając sztućce, zgubiłam widelec. Zagrałam tak, że nikt tego nie zauważył.
Powiedziałam, jakby miało tak być: „Nie mam widelca, nic nie szkodzi, później
przyniosę”. Przeżywałam to dopiero po zejściu ze sceny. Zabawne było to, że
widelec zsunął mi się do kieszeni fartucha i dopiero później go znalazłam.
Z moim poruszaniem się po scenie wiąże się
także czyjaś życzliwość, taka niezobowiązująca. Aktor, Mirosław Guzowski, gdy
usłyszał moje: „No, jak ja się z tego zwalę, to…”, podszedł do mnie
i pokazał element, od którego jest jeszcze 1,5 metra do końca sceny, który
był łatwy do wyczucia pod butami i dzięki temu nabrałam pewności, że nic mi się
nie przydarzy przypadkiem. Inną sceną, która wymagała oznakowania, była ta,
gdzie poruszam się wokół stołu. By uniknąć sytuacji, że przypadkowo ustawię się
tyłem lub bokiem do widowni, przymocowano małą deseczkę, dzięki czemu tego
uniknęłam. Takie drobne, ale istotne rzeczy stały się przyczynkiem do większej
swobody w orientacji.
A w przyszłości chętnie wezmę udział w
podobnym przedsięwzięciu, jeśli będę miała możliwość. Tak, taka działalność
bardzo mi się podoba.
Mirosław Wróbel mieszka w Bydgoszczy od 7 roku życia. Najpierw był uczniem
szkoły dla dzieci niewidomych, a następnie od 1975 roku pracował w spółdzielni
Gryf. Jego pasją jest muzyka. Tym, którzy go znają, kojarzy się z gitarą basową
i elektryczną, saksofonem i śpiewem. Aktualnie pracuje jako telemarketer. Jest
osobą niewidomą.
M.W. Właściwie przypadek spowodował, że wziąłem udział
w tym spektaklu, bo podchodziłem do tego z dużą dozą nieufności, ale
powiedziałem sobie, że spróbuję. I tak się zaczęło. Na początku było dużo
wahań, zwłaszcza, że prawie do końca nie było wiadomo, jak cały spektakl będzie
wyglądał. Człowiek ciągle był w stresie. Mimo że mam doświadczenie
sceniczne, to trema mi towarzyszyła od początku. Scenarzysta przygotował
zarysy, ale jednocześnie niektórzy aktorzy dokładali swoje teksty. Tekst sztuki
nie pokrywa się z tekstem Fausta Geothego, ale
z czasem współpraca zaczęła się fajnie układać i dlatego zostałem.
Pracą
z reżyserem i aktorami profesjonalnymi jestem mile zaskoczony.
Podchodzili do nas z sercem na dłoni, z ogromną życzliwością. Przecież my aktorzy amatorzy
popełniamy różne gafy, a oni pomagali, jak mogli. Jeśli coś się nie uda, nie ma
napięć, coś się na bieżąco „uszyje”. I aktorzy i reżyser to grupa ludzi
młodych, bardzo otwartych na nowe kontakty. Im też trudno się było dostosować
do tego, że trzeba rozmawiać z nami, a nie pokazywać. Poza tym my jednak tworzymy
w pewnym sensie odrębną grupę, w jakiejś mierze jesteśmy zamknięci w swoim
środowisku. Oni właściwie też są odrębną grupą, ale otworzyli się bardzo
szybko, choć muszę powiedzieć, że i my też byliśmy grupą niewidomych
chętnych na takie otwarcie. Z nami można się też było szybko dogadać.
Nim powstał cały scenariusz, Michał robił etiudki. Dzięki temu okazywało się, do czego się nadaję
a do czego nie. Jest taka scena, gdy razem z Januszem Kamińskim opisujemy
obraz, który namalowaliśmy i mówimy własnymi słowami. Zresztą w innych scenach
musiał być zachowany rytm, sens, ale dokładnie co do słowa nie musiałem się
trzymać pierwotnego tekstu. W całym spektaklu tylko jeden raz gram z białą
laską, w scenie z kanapą. Kilku innych aktorów niewidomych natomiast poruszało
się po scenie z laską. Zresztą w niektórych scenach aktorzy zawodowi także
poruszali się z nią. Chodzili wtedy z zamkniętymi oczami. Na gogle się nie
zdecydowali.
Pamiętam kilka anegdotycznych sytuacji,
np. z kanapą. Na jednym z przedstawień panowie z obsługi, którzy ją przenoszą
na inne miejsce, dostali brawa, jakby byli aktorami i grali scenę ze sztuki.
Innym razem miała być przestawiona, a nóżka się jej złamała. Bardzo
sugestywnie gra Paweł Smagała. Potrafi się np. zwrócić bezpośrednio do widowni.
Przykładowo kiedyś ktoś chciał wyjść ze spektaklu i dzięki monologowi Pawła
wrócił.
Muszę przyznać, że trema mnie zjadła przed
premierą. W kolejnych spektaklach było już znacznie lepiej. Faktycznie była to
dla mnie zupełnie nowa przygoda, nowe doświadczenie. I to plus dobre
towarzystwo bardzo mi się podoba. Gdyby w przyszłości coś podobnego się
pojawiło, to nie wykluczam, że bym się ponownie podjął gry. Tak, właściwie
będzie mi przykro, gdy to się już zupełnie skończy.
Dziękujemy za możliwość oglądania teatru
„od kuchni”.
Za rozmowę
dziękuje
Renata
Olszewska
Planowane są jeszcze cztery spektakle w
Teatrze Polskim w październiku, a w listopadzie - wyjazd do Katowic, w grudniu
- do Krakowa.
Aleksandrów Kujawski
Zorganizowaliśmy teatrzyk amatorski
„Ostrość widzenia”. 3 czerwca koło pałacu Trojanowskich wzięliśmy udział w
imprezie „Piknik u hrabiego”. 6 czerwca wystąpiliśmy w ciechocińskim sanatorium
„Chemik”, gdzie nasze przedstawienie było połączone z promocją poezji
Wandy Wasickiej, a 7 czerwca w domu kultury w Lubaniu - charytatywnie na rzecz
niepełnosprawnego chłopca.
Planujemy zorganizować Dzień Białej Laski,
zabawę andrzejkową i spotkanie opłatkowe.
Na łamach „Oka” chcielibyśmy bardzo
podziękować państwu Wandzie i Januszowi Wasickim za naukę i pomoc w
zorganizowaniu teatrzyku.
Maria
Chojnacka
Brodnica
W dniu 19 sierpnia 2015 roku Koło
Powiatowe PZN z Brodnicy zorganizowało wycieczkę turystyczno-krajoznawczą do
Olsztyna. W zadaniu uczestniczyło 35 osób z trzech brodnickich organizacji:
Koła PZN, Związku Emerytów, Rencistów i Inwalidów i Stowarzyszenia „Od Nowa”.
W Olsztynie zwiedziliśmy Ośrodek
Mieszkalno-Rehabilitacyjny PZN „Labirynt”, Muzeum Przyrody (osoby niewidome
mogły dotykiem poznać niektóre eksponaty) oraz Rynek Staromiejski, dziedziniec
Zamku Biskupów Warmińskich i katedrę.
W drodze powrotnej grupa zatrzymała się w
Gietrzwałdzie na modlitwę w Sanktuarium NMP.
Sławomir Domański
Bydgoszcz
Zgodnie z planem odbyliśmy tygodniową
wycieczkę integracyjną do Jastarni. Dzięki dofinansowaniu z PFRON i MOPS
koszty uległy znacznemu zmniejszeniu. 11 i 12 września uczestniczymy w
Ogólnopolskiej Pielgrzymce Niewidomych do Łowicza.
Honorata Borawa
Chełmno
Nasze koło zgodnie z planem 11 sierpnia
zorganizowało 1-dniową wycieczkę do Szymbarka. 7 września wyjeżdżamy na 5 dni
do Jastarni. W dalszych planach mamy jeszcze spotkanie wigilijne.
Barbara Knoppek
Golub-Dobrzyń
Dzięki dofinansowaniu z PCPR i
środkom własnym zorganizowaliśmy wspaniałą wycieczkę do Solca Kujawskiego
i Chełmna. Urządziliśmy również w lipcu piknik nad jeziorem Plebanka. Miejscowy
gospodarz oprowadzał nas po malowniczej pradolinie Drwęcy, miejscu znanym jako rezerwat przyrody 2010 oraz braliśmy
udział w rajdzie pieszym do ośrodka Rybaczówka, a w
sierpniu - nad jezioro Grodno, połączonym z piknikiem przy ognisku. Oprawę
muzyczną zapewnił bezinteresownie Krzysztof Wysocki z fundacji „King
Music”, a sponsorował nas Zbigniew Charzewski. Dziękujemy wszystkim sponsorom
za umożliwienie zorganizowania imprez dla naszych członków.
Józef
Werner
Grudziądz
Zarząd koła po miesięcznym urlopie 19
sierpnia gościł w Fojutowie, zwiedzając z
przewodnikiem okolice. We wrześniu członkowie jadą na jednodniową wycieczkę do
Torunia, a w październiku w kameralnej atmosferze obchodzony będzie
Międzynarodowy Dzień Białej Laski. Od września rozpoczynają się spotkania
brydżystów i warcabistów, natomiast drużyna kijkarzy
co tydzień wyrusza w coraz dalsze trasy. Przygotowujemy się do przeprowadzki,
informację o nowym lokalu przekażemy następnym razem.
Krystyna
Kaczorowska
Inowrocław
Członkowie naszego koła 8 lipca
uczestniczyli razem z klubem OKATiK w wycieczce po
Kalwarii Pakoskiej w ramach cyklu „Dotykiem oglądane”. Przed nami, oprócz
spotkań cyklicznych, 22 sierpnia piknik rodzinny dla członków koła na lotnisku
Aeroklubu Inowrocław (bez dotacji, odpłatność członków). We wrześniu odbędzie
się turnus rehabilitacyjny dla 45 osób w ośrodku Przylesie w Ustce.
Ryszard
Grześkowiak
Lipno
29 lipca zorganizowaliśmy dla naszych
członków ognisko. Ponieważ rozpoczęliśmy akcję kulturalne lato w PZN, w
sierpniu mamy zajęcia plenerowe oraz wycieczkę do Bydgoszczy, połączoną z
wyjściem do teatru. 5 października pod patronatem starosty odbędzie się Dzień
Białej Laski.
Krzysztof
Suchocki
Nakło
Z uwagi na brak środków w chwili obecnej,
nie organizowaliśmy imprez, we wrześniu nowy zarząd koła planuje spotkanie, na
którym zostanie omówiony plan działań naszego koła.
Alicja
Wiechowska
Rypin
11 lipca odbyło się spotkanie integracyjne
naszych członków i zaprzyjaźnionych organizacji: Klubu Seniora, Diabetyków,
Związku Emerytów i Rencistów. Promowano nowy projekt dot. kultury pt. „Poznaj
historię i dorobek narodowy Polaków”, współfinansowany przez Starostwo
Powiatowe w Rypinie, były tańce, poczęstunek. Dla aktywnych uczestników
projektu odbędzie się wyjazd do Warszawy do opery oraz zwiedzanie Zamku
Królewskiego i Muzeum Powstania Warszawskiego. 28 sierpnia odbyła się wycieczka
do Szymbarka i Gdyni.
Janina
Gajkowska
Radziejów Kujawski
Zarząd koła w lipcu zorganizował
towarzyskie spotkanie członków, na
którym omawiano działania i plany. Ustalono, że we wrześniu odbędzie się
1-dniowa wycieczka do sanktuarium maryjnego w Licheniu.
Elżbieta
Kołecka
Sępólno
14 lipca w Więcborku w tamtejszym
klasztorku zorganizowano spotkanie integracyjne poprzedzone mszą św. Członkowie
koła po obfitym poczęstunku bawili się przy dźwiękach orkiestry państwa Najdowskich.
W październiku planowane jest spotkanie z
okazji Dnia Białej Laski, a w grudniu - wigilijne.
Jan Kluch
Świecie
Zarząd koła w lipcu zorganizował 2
prelekcje: 2 lipca przygotowaną przez honorowego członka pszczelarzy Jadwigę Meller „Pszczoły i ludzie oraz miody i pyłki”, a 22
lipca o Grecji „Walory krajoznawcze, kultura i zabytki”. Członkowie
niedowidzący mogli na mapie wypukłej dotykiem poznać Grecję. Gościliśmy także Urszulę Hanyżewską
z okręgu, która przedstawiła projekty, z jakich możemy skorzystać. 8 września
jesteśmy zaproszeni do domu kultury na spotkanie patriotyczne. We wrześniu
wyjeżdżamy do Lasek, a 29 września - do Bydgoszczy do Opery Nova na Nabucco Verdiego, na pożegnanie z tytułem,
czyli ostatnie przedstawienie.
Alicja
Frank
Toruń
Zgodnie z założonym planem w sierpniu
zaplanowano:
1. Obrazy z audiodeskrypcją
w Muzeum Okręgowym w Toruniu.
2. Kulturalne czwartki - prezentacja pracy
„Toruń miasto w różnych porach roku”.
We wrześniu zorganizowano 5-dniowy wyjazd
o charakterze turystyczno-rekreacyjno-integracyjnym do Dziwnówka oraz odbędzie
się festyn kulturalno-integracyjny. W dalszych planach mamy wycieczkę
szkoleniowo–integracyjną, wieczornicę i biesiadę andrzejkową.
Adam Leciak
Tuchola
We wrześniu członkowie koła wyruszają na
zwiedzanie Torunia szlakiem średniowiecznym, uczestniczyć będą też w
warsztatach w Muzeum Piernika.
Elżbieta Kotras
Wąbrzeźno
Zarząd koła zgodnie z założonym
planem aktywnej integracji członków,
dzięki dofinansowaniu z PCPR, wyjeżdża 11 września do Gdyni. W programie
obok zwiedzania jest udział w spektaklu w teatrze muzycznym.
Stanisław
Pytel
Włocławek
Członkowie koła uczestniczyli w lipcu
w 5-dniowej wycieczce po Mazurach, współfinansowanej przez PEFRON. Przejechano
1600 km, zapoznając się z przyrodą i zabytkami Mazur oraz Suwalszczyzny.
Zwiedziliśmy: klasztor i muzeum ikon w Supraślu, Krynki, Kruszyniany
(meczet, mizar i jurtę tatarską), Suwałki, Augustów
(rejs statkiem szlakiem papieskim do Studzienicznej),
Sejny, Wigry (klasztor kamedułów), oraz Tykocin - żydowskie miasto. Odbył się
przejazd koleją wąskotorową po Puszczy Augustowskiej. Niewidomi członkowie
uczestniczyli w projekcie „Całkowicie niewidomy, ale aktywny”, imprezie
współfinansowanej ze środków województwa kujawsko-pomorskiego i Gminy Miasto
Włocławek. Organizatorem było Towarzystwo Pomocy Całkowicie Niewidomym „Kret” z
Włocławka i klub sportowy „Pionek”, a celem - promocja aktywności ruchowej
niewidomych. Zadanie składało się z kilku etapów: basen, bowling, broń
pneumatyczna, park linowy.
Elżbieta Poznańska
Żnin
Zarząd koła zorganizował dla swoich
członków wycieczkę po Pałukach. Przez Barcin i Żnin dojechano do Łabiszyna,
gdzie zwiedzano z przewodnikiem kościół św. Mikołaja. Maciej Banaś
opowiadał jego dzieje i historię Łabiszyna.
Następnie pojechaliśmy do Pakości, do parku kulturowego. Przewodnicy
opowiedzieli o Kalwarii Pakoskiej, drugiej co do wielkości po Kalwarii
Zebrzydowskiej. Na makiecie niewidome dzieci mogły dotykiem poznać kształty
poszczególnych kaplic. Jakub Górny opowiadał, a Katarzyna Lewandowska prowadziła
dzieci niewidome, mówiąc im o kolorach i kształtach kaplic.
W Barcinie zwiedziliśmy rynek, stanicę oraz Górę św. Wojciecha. Wyjazd był
dofinansowany przez Starostwo Powiatowe w Żninie. Zorganizowaliśmy również
piknik integracyjny w Skarbienicach. 10-14 września
jedziemy na wycieczkę do Sarbinowa.
Jadwiga
Jurkowska
Zgodnie z obietnicą zapraszam ponownie
przed mój mały ikonostas. Przypominam, że nie są to obrazy pisane rękami
mnichów mieszkających w klasztorach ukrytych gdzieś wysoko w górach, ale
uwiecznione szklanym obiektywem aparatu fotograficznego i następnie,
dzięki nowoczesnej technologii, przeniesione na płótno malarskie.
Kolejną szczególną ikoną na tej mojej
ścianie jest oblicze Matki Boskiej z Guadalupe, z
dalekiego Meksyku. Obecnie znajduje się w ogromnej nowoczesnej bazylice,
do której nieustannie przybywają tysiące pątników nie tylko z Meksyku, ale
z i całego świata. Obraz ten nie jest namalowany ręką człowieka. Maryja została uwieczniona na płaszczu
wykonanym z włókien agawy, który należał do biednego Indianina św. Juan Diego Cuauhtlatoatzin, któremu w XVI wieku objawiła się Matka
Boża na wzgórzu Tepeyac. To Ona poleciła mu, by się
udał do biskupa i prosił go o wybudowanie w tym miejscu kościoła. Po
wielokrotnych próbach przekonania duchownego co do prawdziwości objawień,
biskup poprosił o jakiś dowód potwierdzający. Indianin podczas kolejnego
objawienia przedstawił to Matce Bożej. Ona poleciła, by przybył w to miejsce
następnego dnia. Gdy to uczynił, zastał całe wzgórze porośnięte przepięknymi
różami, a był to czas, kiedy kwiaty nie kwitły. Maryja nakazała mu, by
nazbierał je i zaniósł biskupowi. Juan Diego wypełnił to polecenie i w ten
sposób przekonał hierarchę, który wybudował w tym miejscu mały kościół. Później
nieopodal powstała wspaniała bazylika. Napływ ogromnej rzeszy pątników
spowodował, że w drugiej połowie XX wieku postawiono nową ogromną świątynię. Te
objawienia były początkiem masowego przyjmowania chrztu przez tubylców.
Patrząc z różnych części tego kościoła na
ten niesamowity wizerunek Matki Bożej, ma się wrażenie, że ma Ona zawsze wzrok zwrócony na mnie i widzi
mnie oraz moje problemy. W sercu miałem odczucie jakby Maryja mówiła do mnie –
porzuć swoje lęki, które ciebie paraliżują. Zaufaj Bogu i mojemu Synowi.
Bądź odważny w czynieniu dobra.
Jest to niezwykłe miejsce, gdzie tysiące
pątników w ogromnym modlitewnym skupieniu wpatruje się w to niezwykłe oblicze
Maryi dziękując Jej, że przyniosła Chrystusa na tę nowo odkrytą ziemię.
Kolejnym obrazem w tym moim małym
ikonostasie jest fotografia rzeźby Matki Bożej znajdującej się w kaplicy sióstr
karmelitanek mających swój klasztor w byłym obozie koncentracyjnym w Dachau.
Jest to miejsce kaźni, gdzie zginęły tysiące osób z całego świata, wśród
których znajdowało się wielu kapłanów. Obecnie tam, gdzie mieściło się
krematorium, mają klasztor siostry karmelitanki. Swoją obecnością pragną
zadośćuczynić zbrodniom dokonanym podczas wojny, modląc się o pokój na
świecie.
W ich kaplicy znajduje się niezwykła
rzeźba przedstawiająca Maryję trzymającą na ręku malutkiego Jezusa. Gdy
przyjrzymy się bliżej tej figurze, to zauważymy, że Matka i Syn patrzą sobie
prosto w oczy. Mam wrażenie, jakby rozmawiali – popatrz, do czego prowadzi
świat, gdy ludzie zagubią w swoich sercach Boga. Wpatrując się w tę
fotografię, mam wrażenie, jakby Maryja zachęcała, abym wpatrywał się w
Chrystusa doskonałą miłość i jak najczęściej adorował Go w Najświętszym
Sakramencie.
Ta niezwykła rzeźba Madonny
z dzieciątkiem w czasach mroku okupacji była ustawiona przed barakiem, w
którym byli więzieni niemieccy kapłani. Przypuszczam, że była pociechą i
nadzieją dla więźniów tego obozu. Prawdopodobnie ukradkiem wpatrywali się w to
oblicze święci i błogosławieni męczennicy, którzy oddali życie w tym
miejscu. Mógł to być bł. ks. bp. Michał Kozal patron
Diecezji Bydgoskiej, bł. ks. Antoni Świadek, który tworzył parafię na bydgoskim
Siernieczku. Byli też w tym gronie tacy kapłani,
którzy doczekali się wyzwolenia, jak na przykład niemiecki zakonnik o. Józef Kentenich założyciel Maryjnego Ruchu Szensztackiego,
znanego na całym świecie. Również w Bydgoszczy na Piaskach znajduje się
Sanktuarium Szensztackie Matki Boskiej Trzykroć
Przedziwnej. Grupa niewidomych uczestnicząca w tegorocznej majówce miała okazję
poznać to miejsce.
Ostatnim obrazem w tym moim małym
ikonostasie jest św. Weronika trzymająca w swoich dłoniach rozpostartą chustę z
odbitym obliczem cierpiącego Chrystusa. Ten obraz odnalazłem w ubiegłym
roku, zwiedzając Luwr w Paryżu. Jest to tylko fragment większego dzieła z XV w.
Zawsze fascynowała mnie postać tej świętej
kobiety, która nie bała się ani groźnych żołnierzy, ani nieprzyjaznego,
rozhisteryzowanego tłumu. Podeszła do Jezusa dźwigającego krzyż i otarła chustą
twarz. W zamian za swoją odwagę otrzymała na tym kawałku materiału oblicze
Zbawiciela. W tym dziele warto zwrócić uwagę na oczy Chrystusa, porównując
je z najstarszym zachowanym obliczem Chrystusowym z Manapello
we Włoszech czy odtworzonej komputerowo twarzy z Całunu Turyńskiego lub oblicza
Chrystusa Miłosiernego namalowanego na polecenie św. siostry Faustyny
Kowalskiej.
Takie oczy niekiedy można spotkać u ludzi
żyjących obok nas i potrafiących wejść na skraj drogi krzyżowej osoby
dźwigającej krzyż ogromnego cierpienia. Do końca swojego życia będę pamiętał
niesamowite spotkanie z Weroniką naszych czasów, obecnie już bł. Matką Teresą z
Kalkuty. To ona wskazała na źródło tej siły, którą był dla niej Jezus ukryty w
Najświętszym Sakramencie. Dzięki niej odkryłem prawdę - żeby wyjść na skraj
drogi krzyżowej człowieka cierpiącego, należy iść tylko przez wieczernik
Eucharystii, czyli drogą miłości Boga do człowieka. Inaczej się nie da, bo
zabraknie siły i upadniemy pod ciężarem krzyża. Patrząc na ten niezwykły
średniowieczny obraz, słyszę pytanie cichym szeptem zadawane przez niewidomych
przewodnikom, jakie ten nasz ksiądz ma oczy, czy są one dobre, czy złe? Patrząc
na wizerunek św. Weroniki, proszę
dobrego Boga o pokonanie lęku w spotkaniu z człowiekiem dźwigającym krzyż
cierpienia.
Ten mój mały ikonostas każdego dnia
mobilizuje mnie do modlitwy. Pomaga mi odkrywać wielką dobroć miłosiernego
Boga. Dzięki niemu odczuwam Jego bliską obecność.
ks. Piotr
Buczkowski
Udostępnianiu kultury i sztuki osobom
niewidomym i słabo widzącym ogromnie sprzyja stosowanie audiodeskrypcji.
Najczęściej spotykamy się z nią podczas oglądania filmów, ale to nie jej jedyna
odsłona. Na stronie www.ekiosk.defacto.org.pl/galeria znajdziemy audiodeskrypcję do
trzech galerii: roślin, sztuki i zwierząt. W Niewidzialnej Galerii Zabytków
umieszczono opisy m.in.: malarstwa, rzeźb, architektury sakralnej i świeckiej,
zabytków archeologicznych. Reprezentują rozmaite epoki - od prehistorii po
sztukę współczesną. W Niewidzialnej Galerii Zwierząt znajdziemy opisy konkretnych zdjęć m.in.: ssaków,
ptaków, płazów i gadów, a w Niewidzialnej Galerii Roślin - kwiatów, drzew
i krzewów.
Twórcy strony informują, że: „Audiodeskrypcje są wykonywane zarówno przez
profesjonalistów, jak i młodych wolontariuszy – gimnazjalistów i licealistów z
całej Polski, dzięki czemu możliwe jest dynamiczne powiększanie Galerii”.
Aby skorzystać z portalu NGS
w przeglądarce internetowej, należy wpisać adres portalu:
http://www.ekiosk.defacto.org.pl/galeria.
Osoby wcześniej zarejestrowane w e-kiosku
otrzymują od administratora Niewidzialnej Galerii Sztuki jednorazowe hasło
umożliwiające zarejestrowanie się z użyciem dotychczasowego loginu. Pozostałe
osoby mogą zarejestrować się na portalu przy użyciu linku Zarejestruj się.
Przypomnijmy:
Audiodeskrypcja to technika, która dzięki dodatkowym opisom słownym,
udostępnia odbiór wizualnej twórczości artystycznej oraz pozwala osobom
niewidomym poznawać widzialny dorobek kulturalny z zakresu sztuki plastycznej,
teatralnej, scenicznej i filmowej.
http://www.audiodeskrypcja.org.pl/#main
oprac.
Renata Olszewska
Jest takie wyjątkowe miejsce… Miejsce,
gdzie każdy może czuć się akceptowany, chciany i lubiany. Dla wielu jest ono
bezpieczną przystanią. W holu wita napis na ścianie: „Jesteś jednym z nas
i zapraszamy Cię, abyś był wśród nas”.
Mowa o Warsztatach Terapii Zajęciowej
Polskiego Związku Niewidomych przy ulicy Mickiewicza 61 w Toruniu, które
obchodzą w tym roku jubileusz 20-lecia swojej działalności. Założycielem i
wieloletnim kierownikiem tej placówki był Edmund Janke.
Od 2013 roku funkcję tę pełni Alicja Danowska.
W zajęciach uczestniczą 24 osoby ze
znacznym lub umiarkowanym stopniem niepełnosprawności. Nasza siedziba mieści
się w kamienicy, w sąsiedztwie
zabytkowego parku miejskiego na Bydgoskim Przedmieściu, gdzie często
spacerujemy, obcujemy z przyrodą czy korzystamy z plenerowej siłowni.
Nasze pracownie to:
rekreacyjno-rehabilitacyjna - zajęcia rękodzielnicze, arteterapia, pismo
punktowe, zajęcia muzyczno- teatralne,
metalowo-elektryczna - trening z zakresu stolarstwa, obróbki drewna i
konserwacji metalu, nauka użytkowania narzędzi do majsterkowania, wykonywanie
prac remontowych pod nadzorem instruktora,
gospodarstwa domowego - nauka i podtrzymywanie umiejętności przygotowania
posiłków oraz samodzielnego dokonywania zakupów,
szczotkarska - trening szczotkarski, prace wykonane techniką decoupage,
praktyki życiowej - szkolenie z zakresu sprzątania, utrzymywania porządku
w otoczeniu, prania, prasowania itp.
Czym się zajmujemy? Usprawniamy, uczymy
samodzielności, właściwych postaw prospołecznych oraz kształtujemy i rozwijamy
takie umiejętności zawodowe naszych podopiecznych, które pozwolą na podjęcie
pracy. Każdy uczestnik bierze udział w zajęciach indywidualnie dostosowanych do
jego możliwości psychofizycznych. Czynnie angażujemy się w życie kulturalne i
społeczne Torunia i województwa - nasi uczestnicy występują na festiwalach i
koncertach, biorą udział w konkursach plastycznych, literackich i zawodach
sportowych dla osób niepełnosprawnych w Brodnicy, Kruszwicy, Turku, Wąbrzeźnie,
Kowalewie Pomorskim czy Inowrocławiu.
Współpracujemy z Ośrodkiem Czytelnictwa
Chorych i Niepełnosprawnych w Toruniu - prowadzimy punkt biblioteczny na
terenie WTZ. Co roku latem udajemy się na tygodniową wycieczkę krajoznawczą,
zwiedziliśmy wiele pięknych miejsc w kraju i za granicą. W tym roku
przebywaliśmy w Rowach w pobliżu Parku Krajobrazowego Doliny Słupi. Tradycją
stały się nasze wrześniowe jednodniowe wyjazdy integracyjne, jak np. ognisko na
leśnej polanie na Barbarce czy impreza integracyjna w Ciechocinku. Dokładamy
wszelkich starań, by uwrażliwiać naszych uczestników na kulturę i sztukę
poprzez udział w takich wydarzeniach jak Festiwal Nauki i Sztuki na UMK w
Toruniu czy majówka z kulturą i sztuką. Uczestniczymy w zajęciach plastycznych
w Galerii Rozwijania Twórczości Plastycznej Dziecka oraz w warsztatach
plastycznych w Muzeum Okręgowym.
Istotnym aspektem treningu zawodowego jest
udział uczestników w cyklicznie organizowanych kiermaszach, na których
prezentują oni i sprzedają własne wyroby. Prowadzone są także zajęcia
komputerowe, podczas których uczestnicy współtworzą stronę internetową naszych
warsztatów oraz profil na Facebooku. Szukajcie nas na: www.wtzpzntorun.pl oraz
Facebook: Warsztaty Terapii Zajęciowej Polskiego Związku Niewidomych w Toruniu.
Nasza placówka stwarza osobom
niepełnosprawnym, w szczególności niewidomym i słabo widzącym, szansę na
odnalezienie swojego miejsca w życiu, odnajdywanie swoich mocnych stron,
twórcze rozwijanie talentów, przygotowanie do podjęcia pracy zawodowej,
nawiązywanie przyjaźni i aktywne uczestniczenie w życiu społecznym. Zapobiega
bezczynności i marazmowi.
20 lat funkcjonowania WTZ PZN Toruń,
obserwacja funkcjonowania uczestników oraz ich losy niezbicie wskazują na
niezwykle pozytywną rolę, jaką spełniają w życiu osób niepełnosprawnych oraz
dalszą potrzebę ich istnienia.
instruktor
terapii
mgr Agata Pruszyńska
Zaczęłam
rehabilitację od drugiego roku życia. Zawdzięczam to dwóm osobom. Po pierwsze
mojej mamie, która wytrwale chodziła ze mną od lekarza do lekarza, szukając
pomocy, po drugie doktorowi Kuczewskiemu, który jako pierwszy postawił
prawidłową diagnozę i nie próbował wmówić mojej mamie (czynili to wszyscy inni
specjaliści), że nic mi nie jest. To właśnie od Niego otrzymałam moje pierwsze
skierowanie na parafinę oraz salę gimnastyczną.
Nie
pamiętam, jak było na początku - podobno podczas zabiegów byłam grzeczna, tak
twierdzi moja mama. Pamiętam jednak, jak było, kiedy podrosłam. Nienawidziłam
ćwiczeń. Korzystałam więc z każdej okazji, aby zwerbalizować swoje uczucia.
Pamiętam, że bardzo wytrwale informowałam najbliższe otoczenie (zwłaszcza mamę
i babcię), jak bardzo nie lubię rehabilitacji i jak wielkim błędem jest
prowadzenie tak małego dziecka na gimnastykę. Starałam się też skłonić mamę do
tego, aby „ten jeden jedyny razik, pozwoliła mi zostać w domu”. Nic z tego.
Mimo moich ogromnych starań, mama pozostawała nieugięta. Pamiętam, jak bardzo
byłam zniechęcona i rozgoryczona, kiedy zamiast po prostu mi ustąpić, odmawiała
i cierpliwie tłumaczyła, dlaczego muszę ćwiczyć. Dziś jestem jej za to
niesamowicie wdzięczna. Jak to dobrze, że mi wtedy nie ustąpiła. Pragnę
powiedzieć Wam wszystkim: nie ustępujcie swoim dzieciom, kiedy proszą o ten
„jeden, jedyny razik”.
Z pełną
odpowiedzialnością mówię Wam: osiągnęłam sukces dzięki mamie, dzięki jej
uporowi, wytrwałości i niezachwianej wierze, że rehabilitacja mi pomoże, że tak
właśnie trzeba. Wiem, że to wcale nie jest łatwe, tym bardziej, że na efekty
czeka się długo. Dlatego tak wielki podziw budzi we mnie wytrwałość mojej mamy.
Kiedy pytałam, czy nie była zniecierpliwiona brakiem widocznych postępów,
powiedziała: „Wiedziałam, że muszę zaczekać, że musi upłynąć sporo czasu, zanim
nastąpi poprawa”. To prawda. Nie pamiętam, aby okazywała niezadowolenie czy
zniecierpliwienie, kiedy po raz tysięczny coś mi nie wyszło. Przyznam, że to ja
bardzo często złościłam się, że znowu coś mi się nie udało. Zawsze wtedy
pocieszała mnie i zachęcała do dalszych prób. Nigdy też o tym, że czegoś nie
potrafię, nie informowała wszystkich dookoła. Za to o moich sukcesach wiedziała
cała rodzina.
Czasami
słyszę, jak rodzice dzieci z niepełnosprawnością, mówiąc o swoich pociechach,
koncentrują się tylko na tym, co się nie udało, co jest jeszcze do zrobienia.
Nierzadko też słyszę tekst: „To na nic. On/ona nigdy nic nie osiągnie. To
wszystko trwa za długo. Ile można ćwiczyć?!” Jest mi wtedy strasznie przykro,
bo chociaż nigdy nie usłyszałam czegoś podobnego od swoich najbliższych, to
jednak potrafię sobie wyobrazić, co czuje to niepełnosprawne dziecko. Uwierzcie
mi, nie tylko rodzice cierpią z powodu kalectwa swojego dziecka. Ono cierpi
również. Może nawet bardziej niż jego rodzice.
Kiedy
miałam sześć lat, bardzo chciałam umieć skakać przez skakankę. Skakały przecież
wszystkie dziewczynki w zerówce i na podwórku. Ja nie potrafiłam nawet
podskoczyć. Pamiętam, że ćwiczyłam i ćwiczyłam, ale ciągle nie umiałam oderwać
od ziemi obu nóżek jednocześnie. O skakaniu przez skakankę nie mogło być mowy.
Ja jednak o tym nie wiedziałam i wierzyłam, że w końcu mi się uda. Bywały
jednak chwile, kiedy ogarniało mnie zniechęcenie. Nie dam rady - burczałam. I
zawsze wtedy do akcji wkraczała mama. Pamiętam, jak zachęcała mnie do dalszych
prób i z entuzjazmem przyjmowała każdy nowy podskok. Aż w końcu się udało! Oderwałam
od ziemi obie nóżki jednocześnie. To był wielki sukces. Mimo, że nadal nie
umiałam skakać przez skakankę, to jednak zrobiłam pierwszy krok, aby to
osiągnąć. Dzięki mojemu marzeniu o
skokach przez skakankę osiągnęłam tyle innych rzeczy. Nauczyłam się
podskakiwać, skakać na jednej nodze, lepiej utrzymywać równowagę. Czy to mało?
Czasami myślę o tym, ile bym straciła, gdyby moi najbliżsi nie pozwolili mi
marzyć. Co stałoby się, gdybym kiedyś usłyszała, jak z przekonaniem mówią: ona
nigdy tego nie osiągnie. Może uchroniłoby to mnie przed kilkoma siniakami na
łokciach i kolanach, ale pozostawiłoby w zamian wielką ranę w moim sercu. Nie
ma nic gorszego od pozbawienia kogoś nadziei.
Kiedy po
kilkuletniej przerwie w rehabilitacji (na sali ćwiczyłam od drugiego do
osiemnastego roku życia), już jako osoba dorosła pojechałam na obóz
rehabilitacyjny do Wiatrowa, doznałam szoku. Sale były czyste i kolorowe,
rehabilitanci życzliwi, uśmiechnięci, zainteresowani podczas pracy potrzebami i
problemami swoich pacjentów, a nie własnymi. Jeszcze bardziej zdziwiłam się,
kiedy zobaczyłam, że podczas zajęć rehabilitacyjnych rozmawiają z dziećmi, uczą
wierszyków i piosenek. Mnie też traktowali normalnie, pytali o studia,
zainteresowania, opowiadali o sobie. Przez pierwsze dwa dni nie mogłam uwierzyć
własnemu szczęściu. Nie do tego byłam przyzwyczajona...
Pamiętam
długi, mroczny korytarz, którym szłam z mamą za rękę. Nie było tam żadnych
kolorowych obrazków czy malowideł. Nic, puste ściany. Podobnie wyglądała sala,
w której wykonywano zabiegi fizykoterapeutyczne. To dzięki mamie nie nudziłam
się podczas półgodzinnych zabiegów. Rozmawiałyśmy, czytałyśmy bajki, czasami
przebierałam lalkę, którą przyniosłam z domu. Oczywiście na miejscu też były
zabawki tylko, że... Wolałam swoje, nie były takie poniszczone i szare jak
tamte.
Na Rejtana
(bo właśnie tam znajdowała się ta „wspaniała" przychodnia), byłam
rehabilitowana od drugiego do około czternastego roku życia. Kiedy kończyłam
szkołę podstawową, zostałam skierowana na ulicę Warszawską. Ze zmianą miejsca
pojawiły się również inne zmiany, tym razem na lepsze. Mimo że było tam
o wiele mniej miejsca niż na Rejtana, a ściany były tak samo smutne, to
jednak miło wspominam tamten czas. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta. Tu po raz pierwszy
poczułam, że rehabilitanci naprawdę chcą mi pomóc, że jestem dla nich
człowiekiem, człowiekiem a nie zbędnym balastem. To bardzo ważne. Czasami mam
wrażenie, że ludzie uważają, iż chodzenie z dzieckiem na rehabilitację stanowi
większy dyskomfort dla rodziców niż dla dziecka. Rodzic przecież musi:
zarejestrować dziecko do specjalisty, odczekać swoje przed gabinetem, ustalić
termin rozpoczęcia zabiegów, a na dodatek prowadzać dziecko na nie. Ono tylko
w nich uczestniczy. Tylko? A czy ktoś zastanawiał się nad tym, ile wysiłku
potrzeba, aby zmusić nieposłuszne mięśnie do pracy? Aby wyciągnąć rękę we
wskazanym kierunku, wyprostować nogę, choć tak bardzo boli? Wbrew pozorom to o
wiele trudniejsze niż czekanie w kolejce pod lekarskim gabinetem. I dlatego tak
ważne jest, aby mały pacjent czuł troskę i życzliwość ze strony
otaczających go rehabilitantów.
Hipoterapia
była (i jest do tej pory), dla mnie czymś więcej niż rehabilitacją. Była
spełnieniem moich marzeń, aby móc jeździć konno, ale wydawało mi się to nierealne.
Nie byłam już takim małym dzieckiem i zaczynałam rozumieć, jakie ograniczenia
są związane z moją chorobą. Poza tym „normalne” jazdy były za drogie.
Hipoterapia dała mi szansę kontaktu z końmi, które tak bardzo kocham. Dlatego
też nie mogłam doczekać się pierwszych zajęć. Kiedy więc dosiadłam Gargamela (właśnie na nim zaczynałam swoją „karierę"
jeździecką), byłam uszczęśliwiona. Uczucie to trwało przez pierwsze dwa
okrążenia, potem... Zaczęły się ćwiczenia. Młynek, żabki, rybki, leżenie na
plecach - pod koniec zajęć byłam zlana potem ze strachu i miałam poważne
wątpliwości, czy w dalszym ciągu chcę uczęszczać na hipoterapię. Koń wygrał ze
strachem, ale minęło bardzo dużo czasu, zanim ćwiczenie na koniu zaczęło
sprawiać mi przyjemność.
Nigdy nie sądziłam, że mogłabym nauczyć
się jeździć konno. Wyobraźcie sobie, jak bardzo byłam szczęśliwa, gdy moja hipoterapeutka powiedziała, że rozpoczniemy naukę jazdy w
ramach hipoterapii. Wtedy po raz pierwszy uwierzyłam, że warto marzyć
o tym, co na pozór wydaje się nierealne. Może rozczaruję was, gdy
przeczytacie, że po prawie trzynastu latach nauki radzę sobie dość słabo (moje
umiejętności wystarczają, aby jechać z przyjaciółmi w „prawdziwy"
teren, kłusem, galopem, a czasami skoczyć przez bardzo niskie przeszkody). Jednak
dla mnie nie to jest najważniejsze. Ważne jest, że spróbowałam, ale nie tylko
to. Kiedy dosiadam konia, jestem szczęśliwa. Moje problemy gdzieś znikają, ręce
przestają drżeć, przykurcze w kolanach też nie dają o sobie znać.
Zostajemy tylko we dwoje: ja i koń - mój przyjaciel.
W tych
kilku zdaniach starałam się opowiedzieć, jak wygląda moja walka o sprawność i
samodzielność. Dziś mogę stwierdzić, że ją wygrałam. Ale wiem dokładnie, że nie
miałabym żadnych szans, gdyby nie ta troska i miłość moich najbliższych,
szczególnie mamy.
fragmenty
książki
Zofii Pasińskiej
Naczelna zasada Hipokratesa, uważanego
współcześnie za ojca medycyny, brzmiała następująco: zdrowie chorego najwyższym
prawem (salus aegroti
suprema lex esto).
Jest ona podstawą wielu współczesnych kodeksów etyki lekarskiej obowiązujących
w Europie, także w Polsce. Lekarskie kodeksy etyczne okazują się jednak
niewystarczające dla skutecznej ochrony praw chorych we współczesnym
zinstytucjonalizowanym systemie opieki medycznej, w którym losy chorego zależą
często nie tylko od lekarzy, ale także od innego personelu placówek medycznych,
a także administracji publicznej i obowiązujących procedur. Lukę tę co do
zasady powinny wypełniać ustawowe gwarancje praw pacjenta oraz instytucja
rzecznika praw pacjenta.
W
świetle polskiego prawa pacjentem jest każda osoba zwracająca się o udzielenie
świadczeń zdrowotnych lub korzystająca z takich usług. Przestrzeganie praw
pacjenta jest obowiązkiem organów władzy publicznej właściwych w zakresie
ochrony zdrowia, Narodowego Funduszu Zdrowia, podmiotów udzielających świadczeń
zdrowotnych, osób wykonujących zawód medyczny oraz innych osób uczestniczących
w udzielaniu świadczeń zdrowotnych. Prawa pacjenta mogą być ograniczone
tylko w przypadku wystąpienia zagrożenia epidemicznego lub ze względu na
bezpieczeństwo zdrowotne pacjentów. Prawo chorego przebywającego na leczeniu w
szpitalu do kontaktu z bliskimi, w tym telefonicznego i korespondencyjnego,
może być ograniczone możliwościami organizacyjnymi szpitala.
Każdy
pacjent ma w szczególności prawo do świadczeń zdrowotnych odpowiadających
wymaganiom aktualnej wiedzy medycznej, w tym także przejrzystej, obiektywnej,
opartej na kryteriach medycznych, procedury ustalającej kolejność dostępu do
tych świadczeń. Świadczenia te powinny być udzielane z należytą starannością
przez podmioty udzielające świadczeń zdrowotnych w warunkach odpowiadających
wymaganiom fachowym i sanitarnym. Przy udzielaniu świadczenia medycznego pacjent
ma prawo żądać zasięgnięcia przez lekarza, pielęgniarkę lub położną opinii
innego lekarza, pielęgniarki lub położnej bądź też zwołania konsylium
lekarskiego, o ile są ku temu uzasadnione powody.
Prawo do informacji o swoim stanie zdrowia
obejmuje uzyskanie od lekarza przystępnej informacji o stanie zdrowia pacjenta,
także w pełnym zakresie, rozpoznaniu, proponowanych oraz możliwych metodach
diagnostycznych i leczniczych, dających się przewidzieć następstwach ich
zastosowania albo zaniechania, wynikach leczenia oraz rokowaniu. W przypadku
pielęgniarki prawo to obejmuje otrzymanie informacji o zakresie pielęgnacji i
zabiegach pielęgniarskich. Pacjent może wyrazić zgodę na udzielanie tego typu
informacji innym osobom. Może także zażądać, aby lekarze nie przekazywali mu
tego typu informacji.
Prawo zgłaszania działań niepożądanych
leków i wyrobów medycznych.
Prawo zachowania w tajemnicy przez osoby
wykonujące zawód medyczny, w tym udzielające mu świadczeń zdrowotnych,
informacji z nim związanych, a uzyskanych w związku z wykonywaniem zawodu
medycznego. Prawo to obowiązuje również po śmierci pacjenta, chyba że pacjent
wyraził zgodę na udzielanie tego typu informacji innym osobom lub zachowanie
tajemnicy może stanowić niebezpieczeństwo dla życia lub zdrowia pacjenta lub
innych osób, bądź gdy zachodzi potrzeba przekazania niezbędnych informacji
o pacjencie innym osobom wykonującym zawód medyczny, uczestniczącym w
leczeniu pacjenta. Prawo wyrażenia zgody na udzielenie określonych świadczeń
zdrowotnych lub odmowy takiej zgody po uzyskaniu informacji o stanie
zdrowia. Zgoda oraz sprzeciw mogą być wyrażone ustnie albo poprzez takie
zachowanie, które w sposób niebudzący wątpliwości wskazuje na wolę poddania się
proponowanym przez lekarza czynnościom albo brak takiej woli. W przypadku
zabiegu operacyjnego lub innego zabiegu stwarzającego podwyższone ryzyko dla
pacjenta, zgoda lub odmowa jej wyrażenia powinna mieć charakter pisemny.
Prawo poszanowania intymności
i godności, w szczególności w czasie udzielania mu świadczeń zdrowotnych.
Obejmuje ono także prawo do umierania w spokoju i godności. Pacjent znajdujący
się w stanie terminalnym ma prawo do świadczeń zdrowotnych zapewniających
łagodzenie bólu i innych cierpień.
Prawo dostępu do dokumentacji medycznej
dotyczącej jego stanu zdrowia oraz udzielonych mu świadczeń zdrowotnych.
Podmioty udzielające świadczeń
zdrowotnych zobowiązane są do przechowywania dokumentacji medycznej przez okres
20 lat, licząc od końca roku kalendarzowego, w którym dokonano ostatniego
wpisu. W przypadku zgonu pacjenta na skutek uszkodzenia ciała lub zatrucia,
dokumentacja jest przechowywana przez okres 30 lat. Zdjęcia rentgenowskie
przechowywane są przez 10 lat, natomiast skierowania na badania oraz zlecenia
lekarza przechowywane są przez 5 lat.
Prawo wniesienia sprzeciwu od opinii lub
orzeczenia lekarskiego, jeżeli opinia albo orzeczenie ma wpływ na prawa lub
obowiązki pacjenta wynikające z przepisów prawa. Sprzeciw wnosi się do Komisji
Lekarskiej działającej przy Rzeczniku Praw Pacjenta, za pośrednictwem Rzecznika
Praw Pacjenta, w terminie 30 dni od dnia wydania opinii albo orzeczenia przez
lekarza orzekającego o stanie zdrowia pacjenta. Złożenie sprzeciwu wymaga
uzasadnienia obejmującego powołanie się na właściwą podstawę prawną.
Prawo poszanowania życia prywatnego i
rodzinnego. Prawo to obejmuje zapewnienie pacjentowi szpitala możliwości
kontaktu osobistego, telefonicznego lub korespondencyjnego z innymi osobami.
Pacjent ma prawo odmowy takich kontaktów. Ponadto pacjent ma prawo do
dodatkowej odpłatnej opieki pielęgnacyjnej podczas pobytu w szpitalu.
Prawo do opieki duszpasterskiej podczas
pobytu w szpitalu. W sytuacji pogorszenia się stanu zdrowia lub zagrożenia
życia szpital jest obowiązany umożliwić pacjentowi kontakt z duchownym jego
wyznania.
Prawo przechowywania rzeczy wartościowych
w depozycie szpitala.
W przypadku naruszenia powyższych praw
pacjent jest uprawniony do złożenia skargi do Rzecznika Praw Pacjenta, który
jest centralnym organem administracji rządowej powoływanym przez Prezesa Rady Ministrów
właściwym w sprawach ochrony praw
pacjenta. Rzecznik, po otrzymaniu skargi, może podjąć sprawę, poprzestać na
wskazaniu pacjentowi przysługujących mu środków prawnych, przekazać sprawę
innej instytucji lub nie podjąć sprawy, zawiadamiając o tym pacjenta. W
przypadku podjęcia sprawy rzecznik ma prawo nawet bez uprzedzenia zbadać sprawę
na miejscu, żądać złożenia wyjaśnień lub przedstawienia akt każdej sprawy,
żądać przedłożenia informacji o stanie sprawy prowadzonej przez sądy i
prokuratury oraz organy ścigania, a także zlecać sporządzanie ekspertyz i
opinii. Rzecznik odmawia ujawnienia nazwiska i innych danych osobowych
pacjenta, w tym także wobec organów władzy publicznej, jeżeli uzna to za
niezbędne dla ochrony praw tego pacjenta, chyba że obowiązek ujawnienia tych
danych wynika z przepisów prawa. W przypadku stwierdzenia przez rzecznika
naruszenia praw pacjenta przesyła on do właściwego podmiotu wystąpienie ze
wskazaniem co do sposobu załatwienia sprawy. Niepodporządkowanie się przez
podmiot medyczny zaleceniom rzecznika może skutkować nałożeniem na ten podmiot
kary pieniężnej w wysokości do 500 000 zł. Gdy zaś podmiot medyczny odmówi
rzecznikowi udostępnienia dokumentacji lub udzielenia informacji dotyczących
domniemanego naruszenia, kara ta może wynieść do 50 000 zł.
W przypadku zakażenia pacjenta
biologicznym czynnikiem chorobotwórczym, uszkodzenia ciała lub rozstroju
zdrowia pacjenta albo śmierci pacjenta będącego następstwem niezgodnych z
aktualną wiedzą medyczną diagnozy, leczenia bądź też zastosowania wyrobu
medycznego lub produktu leczniczego podczas leczenia szpitalnego pacjent, jego
przedstawiciel ustawowy lub spadkobiercy mają
prawo do wystąpienia z wnioskiem o ustalenie zdarzenia medycznego. Wniosek
taki wnosi się do wojewódzkiej komisji do spraw orzekania o zdarzeniach
medycznych właściwej ze względu na siedzibę szpitala w terminie 1 roku od
momentu, gdy wnioskodawca dowiedział się o zakażeniu, uszkodzeniu ciała lub
rozstroju zdrowia albo gdy nastąpiła śmierć pacjenta, nie później jednak niż w
ciągu 3 lat od wystąpienia tego zdarzenia. Złożenie takiego wniosku podlega
opłacie w wysokości 200 zł. Celem postępowania przed wojewódzką komisją jest
ustalenie, czy zdarzenie, którego następstwem była szkoda majątkowa lub
niemajątkowa, stanowiło zdarzenie medyczne. W sytuacji, gdy pacjent lub jego
przedstawiciel nie zgadza się z treścią orzeczenia wydanego przez komisję, może
on w terminie 14 dni od otrzymania orzeczenia wraz z uzasadnieniem złożyć do
komisji umotywowany wniosek o ponowne rozpatrzenie sprawy. Maksymalna wysokość odszkodowania i
zadośćuczynienia z tytułu jednego zdarzenia medycznego w odniesieniu do jednego
pacjenta w przypadku zakażenia, uszkodzenia ciała lub rozstroju zdrowia
pacjenta wynosi 100 000 zł, natomiast w przypadku śmierci pacjenta - 300
000 zł.
Biuro Rzecznika Praw Pacjenta:
ul. Młynarska 46, 01-171 Warszawa
Bezpłatna infolinia czynna w godz.
9:00 - 21:00: 800 - 190 - 590
Strona internetowa:
http://www.bpp.gov.pl
Wojciech
Zieliński
Źródła prawa:
Ustawa z dnia 6 listopada 2008 r. o
prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta (Dz. U. 2012 poz. 159 z późn. zm.)
Kodeks Etyki Lekarskiej źródło:
http://www.nil.org.pl/__data/assets/pdf_file/0003/4764/Kodeks-Etyki-Lekarskiej.pdf
Jeśli czytałeś poprzedni numer, wiesz już,
jak opatrzyć ranę szarpaną czy otarcie oraz jak zabezpieczyć złamany nos czy
rozcięty łuk brwiowy. W dzisiejszym numerze dowiesz się, jak zabezpieczyć ranę
z ciałem obcym, użądlenie, amputację oraz oparzenie.
Rana z ciałem obcym
Rany z ciałem obcym nie są urazami obficie
krwawiącymi. Wynika to z tego, że przedmiot znajdujący się w skórze (np. gwóźdź
czy kawałek szkła) hamuje wypływ krwi. Dlatego pierwsza i podstawowa zasada
mówi – nigdy nie wyciągaj ciał obcych z rany. W przypadku takiego urazu należy
wykonać opatrunek stabilizujący. Z obu stron ciała obcego przykładamy gazę, a
następnie bandaże – na tyle blisko, aby zredukować ryzyko przypadkowego
usunięcia przedmiotu, ale jednocześnie zwracając uwagę na to, by nie sprawić
poszkodowanemu dodatkowego bólu poprzez poruszanie nim. Bandaże powinny być
dłuższe niż ciało obce, jeśli takowych nie mamy, możemy użyć np. dwóch bandaży
w jednej linii. Kolejny krok to bandażowanie. Zaczynamy na jednym z końców –
robimy kilka obwojów, tak aby nasz element stabilizujący mocno trzymał się
ciała i to samo robimy z drugiej strony. Istotne jest, żeby nie przykryć ciała
obcego żadną warstwą bandaża – musi być ono cały czas widoczne, co ułatwi pracę
lekarzowi.
Użądlenie
Użądlenia przez owady to bardzo powszechne
i zwykle niegroźne urazy, które objawiają się zmianą zabarwienia skóry, czasem
obrzękiem oraz bólem czy swędzeniem. Obecnie na rynku dostępnych jest wiele
maści i środków łagodzących wymienione skutki. Lepiej nie stosować ich jednak
z poszkodowanym, którego nie znamy, ponieważ nie mamy pewności czy nie
wystąpi reakcja alergiczna. Wówczas miejsce użądlenia przemywamy wodą z mydłem.
Jeżeli występuje obrzęk, możemy zastosować chłodny kompres. W przypadku
osób uczulonych postępowanie jest takie samo, dodatkowo dbamy o to, aby
poszkodowany przyjął pozycję ułatwiającą oddychanie (najlepiej półsiedzącą),
obserwujemy go i kontrolujemy czynności życiowe, a w razie utraty oddechu
przystępujemy do resuscytacji.
Amputacja
Amputacja jest to utrata części lub
całości kończyny. Towarzyszy jej masywny krwotok oraz stwarza bezpośrednie
zagrożenie życia. Najważniejsze jest opanowanie krwawienia. Należy założyć
mocny opatrunek uciskowy. Do kikuta przyłożyć największą i najgrubszą gazę,
mocno docisnąć i całość zawiązać bandażem lub (szybsza opcja), chustą
trójkątną. Jeżeli pojawią się objawy wstrząsu pokrwotocznego takie jak: uczucie
zimna, przyspieszony płytki oddech, utrata przytomności, należy ułożyć poszkodowanego w pozycji
przeciwwstrząsowej, czyli unieść jego nogi na wysokość około trzydziestu
centymetrów. Ma to spowodować dostarczenie jak największej ilości krwi do
krążenia centralnego. Amputowaną kończynę należy włożyć do worka i szczelnie
zawiązać, a to z kolei włożyć do drugiego worka z zimną wodą i lodem. Ważne jest, aby nie umieszczać amputowanej
części w samym lodzie – kończyna ma być schłodzona a nie zamrożona.
Oparzenie
Oparzenia dzielą się na termiczne,
chemiczne oraz oparzenia na skutek promieniowania bądź tarcia. Najczęściej
spotykamy się z pierwszymi dwoma rodzajami. Warto zaznaczyć, że wyróżniamy
także trzy stopnie oparzeń. Pierwszy stopień, kiedy występuje zaczerwienienie
skóry i ból, drugi, gdzie do wymienionych objawów dochodzą pęcherze z płynem
surowiczym oraz trzeci stopień, kiedy dochodzi do martwicy skóry (zwęglenie),
poszkodowany traci czucie i nie występuje już ból. Określenie stopnia
poparzenia jest istotną informacją dla pogotowia ratunkowego bądź lekarza,
jednak nie ma wpływu na nasze postępowanie. Pierwszą czynnością jest (w
przypadku dłoni), ściągnięcie biżuterii – jeśli nie zostanie to zrobione na
samym początku, później w wyniku postępującego obrzęku może być już niemożliwe,
co może doprowadzić nawet do utraty np. palca. Kolejno schładzamy poparzone
miejsce. Jest to długi i żmudny proces, a czas jego trwania określa się
jako „do 20 minut lub do ustania bólu”. Ważne jest, aby nie przebijać pęcherzy
w przypadku drugiego stopnia – ich usuwaniem może zająć się tylko lekarz. Kiedy
ból ustaje, wykonujemy wilgotny opatrunek osłaniający. Rozkładamy gazę, moczymy
ją w zimnej wodzie i delikatnie przykładamy na całość poparzonej skóry. Jeśli
uraz dotyczy dłoni, dobrze jest przepleść mokrą gazę między palcami, co
zredukuje ryzyko sklejenia się skóry sąsiednich palców. Kolejno tak wykonany
opatrunek owijamy luźno kilkoma warstwami bandaża i co jakiś czas schładzamy
tak, aby był on cały czas wilgotny. Z racji tego, że oparzenia to urazy
postępujące, każdorazowo należy kontaktować się z lekarzem, aby uniknąć ryzyka
uszkodzenia głębiej położonych tkanek.
Atena Zdanowicz
instruktor
pierwszej pomocy PCK
Kilka miesięcy temu skarżyłam się
koleżance, że strasznie bolą mnie ze zmęczenia oczy. Zapytała, czy słyszałam o
ziołowych poduszeczkach na oczy? Najpierw pomyślałam: „Znowu jakiś wynalazek!”
Mimo że byłam sceptycznie nastawiona, następnego dnia położyłam się z ową poduszeczką.
I choć brzmi to jak reklama, to rzeczywiście po 15 minutach poczułam się
nadzwyczaj dobrze. Moje przemęczone oczy wypoczęły, a ja sama poczułam się
jakaś bardziej radosna.
Poduszeczka ma niewielkie rozmiary około
10 cm na 20 cm. Wypełniona jest mieszanką ziół, które pachną uspokajająco i
relaksująco. Dla dobrego efektu powinniśmy używać jej przynajmniej raz
dziennie, wypoczywając około 15 minut.
Poduszeczka bardzo się przydaje po pracy z
komputerem, po dłuższym czytaniu czy po oglądaniu telewizji albo po prostu gdy
poczujemy, że oczy zaczynają być zmęczone.
Ciężar poduszeczki, powodując lekki nacisk
na mięśnie wokół oczu, sprzyja ich odprężeniu i pojawia się dodatkowy efekt –
likwidacja drobnych zmarszczek wokół oczu. A odprężenie mięśni gałki ocznej ma
znaczny wpływ na ostrość widzenia.
Zakup takiej ziołowej poduszeczki to
wydatek około 30 zł.
DIM
Dzięki programom tego typu, wyszukiwać
możemy połączenia, korzystać z rozkładów jazdy, oglądać połączenia na mapie.
Pracują także w trybie offline, a dostępu do Internetu wymagają przy
aktualizacji danych. Wymienione poniżej aplikacje współpracują z programami
udźwiękawiającymi telefony. Najczęściej występują w dwóch wersjach – free (np. wyświetlane są reklamy) i abonamentowej (z
dostępem do wszystkich funkcji i bez reklam).
Iphone:
Go2Stop - dotyczy ok. 50 miast w Polsce. W
naszym regionie są to: Bydgoszcz, Grudziądz, Toruń.
Telefony z androidem:
mobilempk - obsługiwane miasta w naszym regionie to: Bydgoszcz,
Grudziądz i Toruń.
Transportoid - odnosi się do 60 polskich miast. W naszym regionie
dotyczy on: Bydgoszczy, Inowrocławia, Torunia i Włocławka.
Wersja mobilna na smartfony:
strona www.m.rozkladzik.pl przygotowana
jest dla smartfonów. Przeznaczona jest do wyszukiwania połączeń i rozkładów
jazdy MPK. Można z niej korzystać z udźwiękowieniem.
oprac. Renata Olszewska
Gdy posiadamy już program Voice Dream Reader, stajemy przed problemem dotarcia do książek.
Poniżej opisuję dwa sposoby.
Po podłączeniu iPhone’a
do komputera jego pamięć nie jest widoczna, tak jak w przypadku pendrive'a czy zewnętrznego
dysku twardego. Cechą charakterystyczną tego telefonu jest to, że dość
skomplikowane są technologie przekazywania danych. Stworzono do tego specjalny program o nazwie
iTunes. Jest to kombajn multimedialny, który instalujemy w komputerze,
który z poziomu PC zarządza naszym telefonem Ten program nie cieszy się dobrą
opinią, jest bowiem mocno rozbudowany i mało przyjazny dla osób niewidomych.
Gdy pojawia się nowa wersja, bardzo często należy się uczyć wszystkiego od
nowa.
Z pomocą przychodzi nam technologia
„chmurowa”, wspomagająca przesyłanie i udostępnianie danych pomiędzy
komputerami. Popularne rozwiązania to: program Dropbox
i Google Drive.
Dropbox to usługa, która pozwala dowolny plik zapisany w Dropboksie automatycznie zapisać na wszystkich naszych
komputerach, telefonach oraz w witrynie Dropbox.
Pozwala nam również łatwo udostępniać dokumenty i zdjęcia oraz współpracować ze
znajomymi.
Aby skorzystać z tej usługi, musimy
założyć konto. Możemy to zrobić z poziomu komputera lub iPhone’a.
Automatycznie dostajemy 2 GB miejsca w chmurze, gdzie możemy pozostawić dowolne
dane np. książki. Aby zwiększyć bezpłatną powierzchnię na dane w chmurze,
możemy polecić Dropbox innej osobie (dodatkowe 500
MB). Niektórzy sprzedawcy sprzętu elektronicznego także mają taką powierzchnię
jako bonus dla nas. Program Dropbox jest po polsku.
Tworzenie konta i zarządzanie Dropboksem znacznie prostsze dla osoby niewidomej jest z
poziomu iPhone’a (jest całkowicie niezależna).
Przygoda z Dropboksem
z poziomu iPhone’a
Przechodzimy do sklepu App
Store, wybieramy czwartą zakładkę – Szukaj i
wpisujemy Dropbox.
Pobieramy aplikację Dropbox
- program darmowy.
Instalujemy ją na naszym iPhonie.
Gdy uruchomimy aplikację, możemy albo
połączyć się z już istniejącym kontem (logujemy się), albo wybieramy opcję
zarejestruj się w Dropboksie (podajemy imię, nazwisko, adres mailowy i
hasło).
Program proponuje nam pomoc
w konfiguracji Dropbox na komputerze (np.
włączenie aparatu i skierowanie na ekran komputera). Otrzymujemy także
mail z informacjami o programie.
Uwaga – aktualnie końcowy proces
instalacji Dropbox w komputerze jest niezbyt dobrze
udźwiękowiony (nie wszystko jest czytane). Jeśli korzystamy z programu NVDA,
należy dodać wtyczkę specjalnie przygotowaną dla poprawienia współpracy z Dropboksem.
Mamy kilka sposobów dodania plików i
folderów do katalogu Dropbox. Przykładowo w menu
kontekstowym wywołanym na nazwie dokumentu lub folderu wybieramy pozycję Wyślij do, a następnie Dropbox.
Przydatną funkcją programu jest
przekazywanie dużych załączników. Najpierw taki dokument umieszczamy w katalogu
Dropbox, a następnie
wybieramy Udostępnienie łącza do tego pliku. Link jest przesyłany
mailem, a po jego wskazaniu rozpocznie się pobieranie dokumentu na
komputer. Maksymalna wielkość przesyłanego na konto Dropbox
pliku to 2 GB.
Pożyteczną funkcją jest wspólny katalog Dropboksa dla kilku osób. Jedna osoba doda plik, dostęp
mają wszyscy. Pamiętać tylko trzeba o tym, że gdy jeden usunie, wszyscy tracą.
Pliki, które umieścimy z poziomu komputera
na Dropboksie, importujemy do iPhone’a.
Należy pamiętać o tym, że jeżeli usuniemy
plik na Dropboksie w komputerze, to za chwilę
zniknie on też na Dropboksie w iPhonie
(po zalogowaniu do konta). Zawsze do tych zasobów mamy dostęp przez
przeglądarkę WWW, przy czym dla osób posługujących się Internetem niezbyt
płynnie, może to być trudniejsza droga.
Wolverine
Wiemy, że jest szansa na to, by zawalczyć
o swój wzrok, by go utrzymać, poprawić, odzyskać, ale nie mamy dość własnych
pieniędzy, by móc takie pragnienie
zrealizować. Rozwiązaniem może być ich uzbieranie. Jak to zrobić, radzi
nam Jarosław Węglorz, który w Oku nr 52 pisał o leczeniu komórkami
macierzystymi.
Jeśli ktoś rzeczywiście pragnie zbierać
środki, powinien to przede wszystkim robić z rozmachem. Im poważniejsza jest
nasza sprawa, tym lepiej dla zbierającego, bo wtedy i rozmach i zrozumienie
wśród potencjalnych darczyńców może być większe.
Przed rozpoczęciem zbiórki miałem taką
ideę - dotrzeć do miliona osób. Bo jeżeli dotrę do takiej ilości ludzi, to poza
tymi, którzy przeczytają informację, ją
polubią czy coś o niej napiszą, dotrę też do kilkunastu tysięcy takich osób,
którzy płacąc swoje rachunki, przeleją na moją rzecz jakąś kwotę. Może 5 zł,
może 10 zł może 50 zł. Jeśli ktoś zbiera pieniądze, to tak samo powinien się
cieszyć z tysiąca jak i ze złotówki, ponieważ każda złotówka przybliża go
do celu.
Krok pierwszy
Uważam, że akcję trzeba zacząć od dobrej
strony internetowej. Strona musi być transparentna i wiarygodna. Jest to
tym bardziej ważne, że jest wiele oszustw. Darczyńca powinien znaleźć tu
wszystko, co dotyczy naszej sprawy. Nikt nie musi znać spraw szczegółowych z
mojego życia, ale szczegóły mojej terapii już tak.
Nie ma nic lepszego niż zagwarantowanie
wiarygodności tej strony przez media, mogą to być lokalne. Jeżeli o nas czy o zbiórce napiszą
gazety, to możemy skany takich artykułów zamieścić na stronie.
Innym gwarantem naszej zbiórki są wypowiedzi
celebrytów. Dobrze, jeśli są to znane osoby. Może to być jakiś zespół
muzyczny.
Dobrze, by na naszej stronie znalazł się
blog, mimo że to nieco archaiczna forma.
Musimy także stworzyć profil na Facebooku. Tam przedstawiane są
wszystkie wydarzenia. W moim przypadku to tzw. Wydarzenie „Walka o wzrok”,
oraz grupa o komórkach macierzystych dla niewidomych. Jeśli mamy taką
możliwość, pokażmy filmiki na Youtubie o naszej
akcji.
Wszystko to nawzajem się wspiera i
uzupełnia. Moja strona to www.wspieramyjarka.pl
Fundacja a nasza zbiórka
Na naszej stronie musi być także
informacja, jaka fundacja nas wspiera. Powinniśmy przed rozpoczęciem współpracy
sprawdzić, czy jest ona organizacją pożytku publicznego. Fundacja gwarantuje,
że my zebranych pieniędzy nie weźmiemy sobie do kieszeni, że nie kupimy za nie
np. mieszkania, tylko faktycznie zbieramy na podany cel. Przed rozpoczęciem
zbiórki należy dokładnie przeczytać statut, żeby nas nie ograbili. Niestety
bywają takie fundacje. Ja korzystam z fundacji, która działa przy liceum, w
którym się uczyłem. Wspiera ludzi i jest gwarantem mojej zbiórki od strony
prawnej.
Zebrane środki na koncie fundacji mogą być
rozliczane dwojako. Albo płacę ze swoich zasobów i przedstawiam faktury,
otrzymując zwrot w przeciągu 20 dni
(oczywiście jeśli jest to zgodne z regulaminem), lub fundacja przelewa
środki za mnie bezpośrednio na wskazane w fakturze konto.
Ulotki a nasza akcja
Do zbierania pieniędzy korzystam z
Internetu, bo ulotek, plakatów nikt już dziś nie czyta. Jest ich mnóstwo i
ludzie już tego nie biorą albo wyrzucają, a poza tym nie stać mnie na to, by
wydawać pieniądze na ogromne billboardy. Gdyby ktoś mógł coś podobnego zrobić
za darmo, wtedy oczywiście warto skorzystać z każdej drogi.
Można także robić koncerty czy
różnorodne imprezy, ale tylko wtedy, gdy
mamy kogoś, kto chciałby w tym brać udział.
Kontakt z darczyńcami
Chcę utrzymywać z ludźmi kontakt i to
robię. Po to przecież zostawiamy na stronie kontakt, by odpowiadać na maile czy
telefony. Można przecież zapytać, jak się czuję, jak można mi pomóc, jaką drogę
przeszedłem itd. Można mnie zapytać, co zrobić, gdy ktoś ma podobny problem.
Oczywiście kontakt nie jest po to, by pytać o sprawy prywatne. Owszem,
cała strona dotyczy mojej osoby, ale w kontekście zbiórki pieniędzy, nie
życia osobistego. Mam bardzo wiele listów. Bardzo krzepiących. Przykładowo:
„Panie Jarku, czytam pana wydarzenie, śledzę to wszystko, życzę powodzenia”.
Autorzy nie są moimi znajomymi, ale osobami śledzącymi moją akcję.
Ludzie, którzy nas wspierają
Trzeba sobie zdać sprawę z tego, że
konkurencja w zbieraniu pieniędzy jest bardzo duża i jest coraz trudniej.
Bardzo ciężko wystartować, chyba że cel jest bardzo szczytny i ciekawy.
Niesamowicie ważną rzeczą jest życzliwość znajomych, którzy chcieliby pomóc.
Człowiek w pojedynkę nie jest w stanie ogarnąć wszystkiego. Zawsze nim
rozpocznie się jakąkolwiek akcję, należy usiąść i rozpisać na kartce listę
osób, które możemy „wykorzystać”, oczywiście w słusznym celu, bo każda z nich
ma jakieś talenty, możliwości i to możliwości będziemy wykorzystywać. Czyli
prosimy je o pomoc po to, by wykorzystać ich umiejętności, znajomości,
kontakty. To staje się elementem marketingu. W momencie, kiedy człowiek
zamienia się w kogoś, kto zbiera pieniądze, sprzedaje się w zakresie
właśnie tego, na co je zbiera, czyli dokładnie musi planować, zadbać o
uczciwość, działać wg wszelkich marketingowych chwytów. Moja drużyna to 12
osób. Mogę do nich zadzwonić i zapytać, czy to, co myślę da się zrobić, a
oni mówią, co i jak zrobią. I jak ich poproszę raz, to będzie zrobione i nie
muszę za nimi chodzić ani przypominać. Mogę się wtedy skoncentrować na innych
sprawach. Ich nazwiska można znaleźć na stronie w podziękowaniach. Na Facebooku
przedstawiłem, kto co robi. Ja jestem silnikiem, który to wszystko napędza, ale
oni są tą całą resztą.
Samemu ciężko się walczy nawet o ważne
swoje sprawy. Nie unikniemy zmęczenia czy zniechęcenia. Istotne jest, by w
czasie akcji ktoś z nami był. Obok lub np. zadzwonił i zapytał: „Jak się
masz?”. Jest to naprawdę bardzo istotne.
Jarosław Węglorz
O swojej pasji mówi prezes koła PZN w Inowrocławiu.
Nazywam się Ryszard Grześkowiak, jestem
zodiakalną Rybą. Urodziłem się w Kruszwicy, w domu z widokiem na Gopło
i Półwysep Rzępowski z zabytkową Mysią Wieżą,
tam spędziłem dzieciństwo do 25 roku. Jestem osobą niedowidzącą od urodzenia.
Dzięki mojemu mocnemu charakterowi ukończyłem szkołę średnią oraz zaoczne studium ekonomiczne w Toruniu.
Przepracowałem w Kruszwickich Zakładach Tłuszczowych 24 lata, niestety, mając
43 lata, w marcu 1995 r. musiałem przejść na rentę. We wrześniu 1995 r.
wstąpiłem w szeregi PZN. Pracę społeczną traktuję jako hobby. Od młodych lat
udzielałem się społecznie. Życie byłoby nudne bez jakichkolwiek zainteresowań.
Uwielbiałem i do tej pory lubię podróżować i fotografować to, co
dookoła mnie otacza. Mając 10 lat byłem na pierwszym obozie harcerskim. Tam
właśnie wujek zauważył moje zainteresowanie fotografią i podarował mi swój
stary aparat fotograficzny – tak się zaczęła moja pasja. W szkole należałem do
kółka fotograficznego, ponieważ wujek był dyrektorem szkoły a zarazem
komendantem hufca, jeździłem na obozy harcerskie, zawsze utrwalałem wszystko na
zdjęciach, które publikowano w gablotach szkolnych. Za pierwsze zarobione w
czasie wakacji pieniądze kupiłem aparat Smiena 8 m.
Po ukończeniu szkoły średniej moim marzeniem była ciemnia i taki mały
warsztacik fotograficzny. W efekcie dopiąłem celu. Pasja fotografa
krótkowidza jest tym cenniejsza, że to, czego gołym okiem nie dostrzeże na
monitorze, zobaczy szczegółowo w powiększeniu. W mojej pasji fotografowania staram
się być kreatywny i samokrytyczny. Lubię uwieczniać piękno natury i krajobrazy
oraz filmować imprezy. Dowodem mojej pasji
było kilka wystaw w okręgu.
Ryszard Grześkowiak
W obecnym odcinku chciałabym wyjątkowo
przedstawić dwie książki - Dominika W. Rettingera
„Klasa” i Eileen Goudge
„Zastępcza żona”. Wywarły one na mnie bardzo duże wrażenie. W „Zastępczej
żonie” autorka opowiada o dziewczynce wychowywanej bez matki. Kiedy dorosła i
założyła rodzinę, okazało się, że jest chora na raka. Pamiętając o swoich
przeżyciach, próbowała, wiedząc, że zostało jej mało czasu, znaleźć zastępczą
żonę mężowi, a dzieciom matkę. Jak to się skończyło, proszę przeczytać. Druga
książka „Klasa” przedstawia dzisiejszy świat polityczny – przekręty, zbrodnie,
machlojki i mimo że jest fikcją literacką, nie odbiega od dzisiejszych
„norm”. Książka przeznaczona jest dla czytelnika o mocnych nerwach. Ja
przeczytałam ją przez jedną noc i pół dnia.
Krystyna Skiera
W Bydgoszczy rozegrano bieg na 5 km w
ramach Kamiennej Piątki. Wygrał słabo widzący Tomasz Chmurzyński, trzeci był
Przemysław Musiał. W grupie niewidomych Adam Kruczkowski był 2., Rafał
Machnikowski zajął 3. miejsce.
Zawodnicy KSN „Łuczniczka”
w Bydgoszczy startowali w mistrzostwach Polski na 10 km. Czworo z nich
stanęło na podium - w kategorii T11 niewidomi Adam Kruczkowski był 2. przed
Rafałem Machnikowskim. W kategorii T12 niedowidzący Tomasz Chmurzyński
zwyciężył, natomiast Przemysław Musiał był trzeci. Mistrzostwa rozgrywane były
ulicami Warszawy, pobiegło 10 000 uczestników i był to hołd oddany walczącym w
Powstaniu Warszawskim.
Mistrzostwa Polski na dystansie 15 km
rozegrano w Ciechanowie. W kategorii T11 niewidomi Rafał Machnikowski był 2.,
Adam Kruczkowski 4., natomiast w T12 zwyciężył Tomasz Chmurzyński przed
Krzysztofem Badowskim. Kolejny start to bieg na 100 km rozgrywany w Zamościu.
W samym sercu Bydgoszczy rozegrano zawody
triatlonowe. Miasto dało im to, co ma najcenniejsze: infrastrukturę rekreacyjno-sportową,
zrewitalizowane nabrzeża Brdy z jej czystą wodą i to praktycznie wystarczyło.
Ponad 1500 osób ludzi z żelaza stanęło na starcie. Wśród nich nie zabrakło
Krzysztofa Badowskiego. Pokonał on kolejno dystanse: pływanie 475 m, jazda
rowerowa ok. 22,5 km i bieg 5,25 km w czasie 1 godzina,19 minut i 27 sekund.
Zajął 113. miejsce, co dało mu 6. pozycję w kategorii wiekowej 50-55 lat.
Nieodzowna była pomoc przewodników Marcina Dormowicza i Jakuba
Chmurzyńskiego. To ogromny sukces i kolejna przełamana bariera.
Osielsko było areną Mistrzostw Polski w Nordic Walking. Urszula Górna i
Krystyna Misterek zdobyły 1. i 2. miejsce na
dystansie 5 km, Ewa Bosek była 10., a w kategorii
mężczyzn Grzegorz Bosek zajął 7. miejsce.
Nie próżnowali kręglarze, startując z
sukcesami w ogólnopolskich turniejach. W kręglach klasycznych 2. miejsce w
Gostyniu zajął Sylwester Dołasiński, a w Pucku
Karolina Rzepa również była 2. W turnieju bowlingowym
w Opolu była ona już bezkonkurencyjna, na 3. miejscu uplasowali się Honorata Borawa i Arkadiusz Gęstwiński. W
turnieju w Bydgoszczy zwyciężyły Karolina Rzepa w B1 i Honorata Borawa w B3, natomiast Arkadiusz Gęstwiński
zajął 2. miejsce.
W Bydgoszczy rozegrano Mistrzostwa Polski
w Szachach Szybkich, na których srebrny medal zdobył Andrzej Sargalski.
Jadwiga Henselek
Lato powoli dobiega końca, a co za tym
idzie, niektóre warzywa i owoce już wkrótce przestaną być dostępne na
lokalnym ryneczku. Zakupić będzie można tylko mrożone bądź importowane z
zagranicy. Jednakże gdy poświęcimy teraz trochę naszego czasu na przygotowanie
zapraw, do czego Was serdecznie namawiam, zapakowane w szkło przetwory nie
tracą swojego naturalnego smaku ani wartości odżywczych. Tak utrwalony w słoiku
smak można przechowywać latami, jednak trzeba pamiętać o paru zasadach:
- przetwory wkładamy do umytych,
wyparzonych i suchych słoików,
- pasteryzujemy w zależności od wielkości
słoika od 15-40 minut,
- układamy słoje do góry dnem pod
przykryciem na 24 godziny,
- przechowujemy w chłodnym miejscu np.
piwnicy.
A zimą z przyjemnością otworzycie słoik z
pięknie pachnącym np. dżemem marchewkowym, który idealnie nadaje się do
naleśników.
Dżem
marchewkowy
Składniki:
1 kg marchwi
250 g cukru
2 pomarańcze
1 cytryna
Wykonanie:
Marchewkę obrać ze skórki i ugotować do
miękkości. Odstawić do ostygnięcia. Chłodną marchewkę zmiksować blenderem do konsystencji puree. Przełożyć do wysokiego
garnka, dodać cukier i smażyć, co jakiś czas mieszając, aż woda odparuje. W
międzyczasie wycisnąć sok z pomarańczy i cytryny. Dodać go do dżemu i jeszcze
pogotować 5–10 min. Gotowy dżem przełożyć do wyparzonych słoików, zakręcić
szczelnie nakrętkę, ułożyć do góry dnem i przykryć do powolnego
ostygnięcia. Smacznego!
DIM
Jeśli zdecydujecie się na robienie zapraw,
to mam dla Was parę ciekawych sposobów na oznaczenie słoików, tak aby było je
później łatwiej rozpoznać w piwnicy.
Pierwszym jest zainwestowanie
w ciekawe kolorowe nakrętki na słoiki, które przedstawiają rysunki z
pysznościami skrytymi w środku, np. nakrętkę przecieru pomidorowego zdobi
obrazek pomidora, a powideł – śliwka, itd. Możemy je nabyć w sklepach lub w
Internecie, w cenie około 1 zł za sztukę.
Drugim sposobem jest przykrycie słoika
serwetką i nałożenie na niego gumki recepturki, aby dobrze się trzymała.
Następnym krokiem jest stworzenie różnokolorowych karteczek z opisem, co jest w
środku (np. leczo ma karteczkę zieloną, sałatka z buraków karteczkę fioletową).
W tak przygotowanych opisach robimy dziurkaczem otwory i mocujemy za pomocą
sznureczka do naszego słoika. Przedstawiony sposób ma dużą zaletę – karteczki
są wielokrotnego użytku.
Osoby używające czytników etykiet mogą
zamienić papierową karteczkę na cienki plastik, zrobić dziurkaczem dziurkę na
sznureczek, przykleić naszą etykietę z zestawu, nagrać, co jest w środku i
mamy gotowy opis wielokrotnego użytku.
DIM